Pamiętam jak kiedyś pisałaś coś o psychiatryku. Może napiszesz coś innego?
(Koniec miejsca. Jeśli kogoś zaciekawi to piszcie. Napiszę dalej.)
Zabieram się do tego pytania już, któryś raz... nie mam zbyt pomysłu... potrzebuję takiego natchnienia....
.
Początki są zawsze najgorsze...
.
Idę ulicą. Dookoła stare kamienice. Jakieś staruszki ucięły sobie pogawędkę w bramie. Mam na uszach słuchawki. Odpływam. Nie mam nad czym się zastanawiać. Wszystko co mnie dręczyło odeszło już w niepamięć wraz z zamknięciem drzwi w moim mieszkaniu. Nie śpieszę się, chodź jestem już spóźniona. Dostaję miliard esemesów od znajomych, żebym się śpieszyła. Ale ja nie mam takiego zamiaru. Jest chłodno ale idę rozpięta. Kocham powolne nadejście wiosny. Oddycham pełną piersią. Zaczynam czuć niepokój. Lekkie skurcze brzucha, nogi zaczynają mi drżeć. Coś się stanie. Na pewno. Zawsze tak jest. Zatrzymuję się, nie mogę dalej iść. Czuję się co raz gorzej. Zdejmuje słuchawki żeby skupić się na tym co mnie otacza. Muzyka jeszcze bardziej zbija mnie z nóg. Słyszę ciche miauknięcie. Spoglądam w prawo. Kot. Uśmiecham się do siebie. Oparta o ścianę i lekko skulona obserwuję jak on obserwuje mnie. Jest cały czarny z kilkoma białymi akcentami. Wbija we mnie swój wzrok. Jego złote oczy są hipnotyzujące. Odwraca się i wchodzi do budynku. Starej biblioteki. Ojciec mi o niej opowiadał. Biblioteka, do której zaprasza kot. Powoli wchodzi po schodkach. Odwraca się za mną. Łapię plecak i trzymając się ściany idę za nim. Odpocznę chwilkę w bibliotece. Przejdzie mi i będę szła dalej. Jeden schodek, drugi, trzeci. Idzie mi się co raz ciężej. Kręci mi się w głowie i czuję kłucie w klatce piersiowej. Zatrzymuję się i potrząsam głową. Ból. Da się go opanować. Prostuje się, stoję pewniej lecz nadal boli mnie w piersi. Rozglądam się. Nikogo nie ma. Cisza to jedyne co da się tam usłyszeć. Zapach starych książek jest tak drażniący, że zaczynam kichać. Idę dalej zapatrzona w labirynt regałów zapominając o kocie, który mnie tu zaprosił. Z zewnątrz biblioteka wydaje się być taka mała. Znów skurcz. Ból jest nie do zniesienia. Siadam na podłodze pomiędzy regałami. Podkulam kolana, zamykam oczy. Zaraz mi przejdzie. Mija chwila, a ja znów czuję się obserwowana. Włoski na karku mi się jeżą. Otwieram oczy. Kot. Siedzi dokładnie naprzeciw mnie. Końcówka ogona lekko mu drga. Jest zaciekawiony. Faktycznie. Jest na co patrzeć. Skulona dziewczyna wśród książek. Wstał. Podszedł do mnie. Wyciągnęłam do niego rękę, oparł pyszczek na mojej dłoni. Zapomniałam o bólu. Byłam nim tak zauroczona, że wszystko dookoła zniknęło. Mruczy tak głośno w tej ciszy, że mam wrażenie jakby zaraz z regałów miały posypać się książki. Zrywa się. Ucieka. Podbiega kawałek dalej i znów na mnie spogląda. Wstaję. Zostawiam plecak. Będzie mi tylko ciążył. Kot prowadzi mnie w głąb biblioteki. Regały stoją co raz bliżej siebie. Robi się ciasno. Duszno. Śmierdzi stęchlizną i wilgocią. Zaczynam przeciskać się pomiędzy regałami. Boje się, że gdy spojrzę w tył nie znajdę wyjścia. Zgubię się już na dobre pomiędzy tymi regałami.
Zabieram się do tego pytania już, któryś raz... nie mam zbyt pomysłu... potrzebuję takiego natchnienia....
.
Początki są zawsze najgorsze...
.
Idę ulicą. Dookoła stare kamienice. Jakieś staruszki ucięły sobie pogawędkę w bramie. Mam na uszach słuchawki. Odpływam. Nie mam nad czym się zastanawiać. Wszystko co mnie dręczyło odeszło już w niepamięć wraz z zamknięciem drzwi w moim mieszkaniu. Nie śpieszę się, chodź jestem już spóźniona. Dostaję miliard esemesów od znajomych, żebym się śpieszyła. Ale ja nie mam takiego zamiaru. Jest chłodno ale idę rozpięta. Kocham powolne nadejście wiosny. Oddycham pełną piersią. Zaczynam czuć niepokój. Lekkie skurcze brzucha, nogi zaczynają mi drżeć. Coś się stanie. Na pewno. Zawsze tak jest. Zatrzymuję się, nie mogę dalej iść. Czuję się co raz gorzej. Zdejmuje słuchawki żeby skupić się na tym co mnie otacza. Muzyka jeszcze bardziej zbija mnie z nóg. Słyszę ciche miauknięcie. Spoglądam w prawo. Kot. Uśmiecham się do siebie. Oparta o ścianę i lekko skulona obserwuję jak on obserwuje mnie. Jest cały czarny z kilkoma białymi akcentami. Wbija we mnie swój wzrok. Jego złote oczy są hipnotyzujące. Odwraca się i wchodzi do budynku. Starej biblioteki. Ojciec mi o niej opowiadał. Biblioteka, do której zaprasza kot. Powoli wchodzi po schodkach. Odwraca się za mną. Łapię plecak i trzymając się ściany idę za nim. Odpocznę chwilkę w bibliotece. Przejdzie mi i będę szła dalej. Jeden schodek, drugi, trzeci. Idzie mi się co raz ciężej. Kręci mi się w głowie i czuję kłucie w klatce piersiowej. Zatrzymuję się i potrząsam głową. Ból. Da się go opanować. Prostuje się, stoję pewniej lecz nadal boli mnie w piersi. Rozglądam się. Nikogo nie ma. Cisza to jedyne co da się tam usłyszeć. Zapach starych książek jest tak drażniący, że zaczynam kichać. Idę dalej zapatrzona w labirynt regałów zapominając o kocie, który mnie tu zaprosił. Z zewnątrz biblioteka wydaje się być taka mała. Znów skurcz. Ból jest nie do zniesienia. Siadam na podłodze pomiędzy regałami. Podkulam kolana, zamykam oczy. Zaraz mi przejdzie. Mija chwila, a ja znów czuję się obserwowana. Włoski na karku mi się jeżą. Otwieram oczy. Kot. Siedzi dokładnie naprzeciw mnie. Końcówka ogona lekko mu drga. Jest zaciekawiony. Faktycznie. Jest na co patrzeć. Skulona dziewczyna wśród książek. Wstał. Podszedł do mnie. Wyciągnęłam do niego rękę, oparł pyszczek na mojej dłoni. Zapomniałam o bólu. Byłam nim tak zauroczona, że wszystko dookoła zniknęło. Mruczy tak głośno w tej ciszy, że mam wrażenie jakby zaraz z regałów miały posypać się książki. Zrywa się. Ucieka. Podbiega kawałek dalej i znów na mnie spogląda. Wstaję. Zostawiam plecak. Będzie mi tylko ciążył. Kot prowadzi mnie w głąb biblioteki. Regały stoją co raz bliżej siebie. Robi się ciasno. Duszno. Śmierdzi stęchlizną i wilgocią. Zaczynam przeciskać się pomiędzy regałami. Boje się, że gdy spojrzę w tył nie znajdę wyjścia. Zgubię się już na dobre pomiędzy tymi regałami.