Nie wpuszczam krwiopijców do mego Królestwa, wiesz? Oddzielam się od nich obojętnością i staram ignorować, schowana za barykadą swojej strefy komfortu.. Ale próbują czasami naruszyć ten mur spokoju, wciskając się szczeliną nieuwagi i bzyczą mi drażliwie za uszami, chcąc pożerować, sprowokować. Dobroczynnie krwi im nie użyczam. Czekam, aż się zmeczą staraniem, nieowocnym kąsaniem i uschną finalnie gdzieś w zakamarkach w mojego wzroku.
Jedenasty.
Jesień z zawieruchą liściastą, taneczną, szumną, wirującą, wydzierającą się pod płaszcze sama nie wie czy jest jeszcze trochę ciepła. Czy tulić się do zimy i szczerzyć kły mrozu, czy pokazać resztkę zamglonego słońca, gasnące wspomnienie po łagodnych czasach. Wiatr zmian niech sprzyja nam.
Jedenasty utkwi nam w pamięci krwawą czerwienią a nie zgniłą szarością.
Odchodzi zwienna i bezpieczna Jesienna Matka. Zasypia zmieniając oblicze w Zimową Staruchę, by obudzić się znowu jako Wiosenna Panna Oblubienica. Słoneczny Bóg zasypia w łonie Ziemi.
Nadchodzi czas między czasem.
Noc, w którą firany światów stykają się za sobą.
Samhain.
Nothing kills you like your mind.
Niech jesień będzie łaskawsza od lata. Niech będzie taka dla mnie. Niech umrze co ma umrzeć, niech zgnije co ma zgnić, w nowym ogniu spłonie czemu żar pisany, ucichnie co ma ucichnąć, utonie co nie wisi.
Let it be.
Jesień przyszła.
Odziera ludzi ze złudzeń o trwającym jeszcze końcu lata, tak jak wiejące przy nim wiatry odzierają drzewa z liści. Mój płaszcz znów podszyty jest mgłą. Słońce nawet gdy świeci, to poddańczo i bez przekonania, na ciemne miesiące złożyło hołd lenny mrokom i wiatrom, oddając tę część Ziemi w panowanie martwocie, marom i tęsknotom które nigdzie nie dojrzewają tak dobrze jak pod poduszką z nadgniłego listowia.
Rozpalcie ognie.
Simply.
I'm not broken. I'm human, and sometimes my pain is visible, through bruises and scrapes and scars. And sometimes my pain is hidden, carried deep within my heart. There is a smile on my face and sadness inside, but that does not mean I'm broken. I'm simply alive.
True..
Niby tacy sami a jednak tak różni. Maniakalnie uciekający w alternatywne rzeczywistości, wiecznie nienasyceni, chorobliwie pędzący w niemożliwe, zatracający realność dla nadal dającego się poczuć świata po drugiej stronie ekranu.
... but sad.
In the past.
Sometimes it is your fault. Sometimes you fucked it up and that’s okay. It happens. Learn from it, apologize and keep it moving. It doesn’t mean you’re a bad person.
You know.
Uwielbiam w Tobie to, że mimo, że byłam trudna do zrozumienia, że byłam jaka byłam, to Ty zawsze starałeś się mnie zrozumieć i nigdy mnie nie oceniałeś.
Mam w sobie taką małą kontuzję, niewidoczną na pierwszy rzut oka, ale możesz ją poczuć wnętrzem, gdy tylko się otworzysz. Wabi przyjemnie bijącym ciepłem, ogrzewa duszę, pokrzepia serce, ulecza myśli... i hibernuje. Nie zmieniłam się od początku świata, moje żywioły nie uległy krystalizacji. Jestem uroczą sprzecznością, paroksyzmem antynomii i skrajnością napięć. Wszystko we mnie jest możliwe.