Przeminęło z wiatrem? Czy wciąż mogę wskoczyć w ślady mojego "ja" sprzed laty? Czy to co wyd(r)eptane muszę zostawić i uklepać dla siebie nową pościółkę?
Czy jeśli zostałbym na tym samym klepisku czy nie byłoby to wówczas podobne do tworzenia muzyki w stylu Mozarta czy Beethovena? Że wysiłki i owoce, i to z tego wyszłoby, byłoby sztuczne, na siłę, krępujące?
Wyrywanie z korzeniami, wyrywany wstyd, jak wyrywany ząb?
Czuję się niemal jak ten grecki bóg czy heros, który został zapomniany przez Olimp, ale!, jednak przypominają sobie o nim!, i w ramach kary za te anty-boskie figle musi odpokutować swoje winy.
Albo jak gdyby zapomniany przez Śmierć człowiek, trochę w stylu Łazarza, powstaje z martwych, co prawda śmierdzący i zatęchły, ale jest nadzieja!
Brzmi to trochę jak takie pseudo-sentymentalizowanie albo przynajmniej jak jakaś wielkanocna pocztówka, która przyszła z dłuuuugim opóźnieniem (ach ta Poczta Polska!...)
Ale z drugiej strony... ad fontes, powrót do korzeni, robienie lepszej roboty niż do tej pory?, jakiś taki "rachunek sumienia", ale na swój sposób?
Kiedyś jak prowadziłem aska tutaj, miałem wrażenie, że przynajmniej w tamtym wieku więcej było mi wolno i więcej będzie mi wybaczone; odpuszczone.
Ale teraz? Z tym doświadczeniem? Czy mogę zachowywać się jak wtedy i pisać tak jak wtedy? Nie powinienem udowodnić, że "nooo już swoje przeszedłem i czas pokazać swoje teoretyczne umiejętności, w praktyce?"
Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Póki co, czuję, że może w końcu Ask wskrzesi we mnie (jak tego biednego Łazarza, nie wybaczy mi człowieczek, że go tak namiętnie wykorzystuję do tłumaczenia swoich słabości!) te chęci do pisania. Niech nawet będzie to tylko krasomówstwo!
I muszę być mniej patetyczny, bo zaczyna się to robić żałosne. Zobaczymy na ile mam w sobie mocne postanowienie poprawy.
Jezu, to faktycznie brzmi jak spowiedź, ale w bardziej uniwersalnym wydaniu!
View more