✾ @Lady_of_Destruction ✾

Cały poród był najgorszą rzeczą, którą przeżyłam. Nie byłam świadoma tego, jak długo to trwało; ostatnim, na co miałam ochotę, zwijając się z bólu, było liczenie czasu. Nadal nie wiedziałam, jakim cudem udało mi się uniknąć śmierci, jednak nie miałam zamiaru narzekać. Mogłam się za to nacieszyć synkiem... a przynajmniej tak mi mówiono.
Moją główną obawą był powrót do alkowy z sułtanem, a w perspektywie – kolejna ciąża. Nie chciałam tego ryzykować. Po pierwsze, przeżyłam to już raz; wystarczyło mi tego na resztę życia. Po drugie, medyczka nie ukryła przede mną smutnej perspektywy - następnym razem może być niemożliwe, aby ocalić moje życie. Nie mogłam zostawić ani Cihangira, ani Mehmeda samych. Obaj mnie potrzebowali, choć słyszałam o nowej ukochanej padyszacha. Jednak nasz syn nie miał innych bliskich oprócz nas.
Jeszcze tego samego wieczoru, kiedy sułtan poprosił o wezwanie mnie do swojej komnaty, zjawiłam się u Melek Hatun, która - jak byłam pewna - uratowała mnie od pewnej śmierci. Tylko do niej mogłam się zwrócić o pomoc. Tylko ona wiedziała, jak mało brakowało, bym znalazła się po drugiej stronie.
– Potrzebuję ziół... Nie chcę kolejnego dziecka – powiedziałam, patrząc błagalnie na niewiastę. Na stoliku położyłam sakiewkę pełną monet, zapłatę za jej pomoc. Zdawałam sobie sprawę, że to, co robiłam, nie było do końca właściwe ani zgodne z zasadami; takie decyzje musiały być pierwsze uzgodnione z sułtanem lub Valide, jednak nie miałam czasu. Zresztą, żadne z nich by się na to nie zgodziło. Nie, kiedy Mehmed prawie bezustannie chorował, a Cihangir tak pilnie potrzebował kolejnego potomka.
Medyczka spojrzała na mnie zaskoczona, jednak po chwili odeszła w głąb pomieszczenia, gdzie musiała przechowywać wszystkie specyfiki – przynajmniej taką miałam nadzieję. Byłam gotowa zrobić wszystko, aby zgodziła się mi pomóc. Nie chciałam wkrótce skończyć jako trup. Nie chciałam znów przeżywać katuszy związanych z tak zwanym "błogosławionym" stanem.
Po długim czasie kobieta do mnie wróciła, trzymając niewielki woreczek.
– Schowaj to – powiedziała, wtykając go w moje ręce. – Zażywaj przed i po każdej wizycie w alkowie. Gdyby coś się jednak stało, a zioła nie zadziałały... Znasz drogę do mnie.
Przytaknęłam i schowałam woreczek w połach sukni. Nie umiałam się powstrzymać i przytuliłam Melek. Wierzyłam, że mówiła prawdę, że dostałam od niej rozwiązanie.
Na palcach wyszłam z komnaty medyczki. Nie zdołałam jednak daleko przejść, gdy na mojej drodze stanęła elegancko ubrana niewiasta.
– Sułtanko Sah... – wydukałam, kłaniając się przed nią. Serce biło mi niczym młot, a po plecach przechodził mnie zimny dreszcz. Nie zdołałam jeszcze poznać ciotki padyszacha osobiście, ale pochodziła z TEJ rodziny. Rozum kazał mi wątpić, aby była spokojną i przyjazną duszą. Nie w tym pałacu.
Moją główną obawą był powrót do alkowy z sułtanem, a w perspektywie – kolejna ciąża. Nie chciałam tego ryzykować. Po pierwsze, przeżyłam to już raz; wystarczyło mi tego na resztę życia. Po drugie, medyczka nie ukryła przede mną smutnej perspektywy - następnym razem może być niemożliwe, aby ocalić moje życie. Nie mogłam zostawić ani Cihangira, ani Mehmeda samych. Obaj mnie potrzebowali, choć słyszałam o nowej ukochanej padyszacha. Jednak nasz syn nie miał innych bliskich oprócz nas.
Jeszcze tego samego wieczoru, kiedy sułtan poprosił o wezwanie mnie do swojej komnaty, zjawiłam się u Melek Hatun, która - jak byłam pewna - uratowała mnie od pewnej śmierci. Tylko do niej mogłam się zwrócić o pomoc. Tylko ona wiedziała, jak mało brakowało, bym znalazła się po drugiej stronie.
– Potrzebuję ziół... Nie chcę kolejnego dziecka – powiedziałam, patrząc błagalnie na niewiastę. Na stoliku położyłam sakiewkę pełną monet, zapłatę za jej pomoc. Zdawałam sobie sprawę, że to, co robiłam, nie było do końca właściwe ani zgodne z zasadami; takie decyzje musiały być pierwsze uzgodnione z sułtanem lub Valide, jednak nie miałam czasu. Zresztą, żadne z nich by się na to nie zgodziło. Nie, kiedy Mehmed prawie bezustannie chorował, a Cihangir tak pilnie potrzebował kolejnego potomka.
Medyczka spojrzała na mnie zaskoczona, jednak po chwili odeszła w głąb pomieszczenia, gdzie musiała przechowywać wszystkie specyfiki – przynajmniej taką miałam nadzieję. Byłam gotowa zrobić wszystko, aby zgodziła się mi pomóc. Nie chciałam wkrótce skończyć jako trup. Nie chciałam znów przeżywać katuszy związanych z tak zwanym "błogosławionym" stanem.
Po długim czasie kobieta do mnie wróciła, trzymając niewielki woreczek.
– Schowaj to – powiedziała, wtykając go w moje ręce. – Zażywaj przed i po każdej wizycie w alkowie. Gdyby coś się jednak stało, a zioła nie zadziałały... Znasz drogę do mnie.
Przytaknęłam i schowałam woreczek w połach sukni. Nie umiałam się powstrzymać i przytuliłam Melek. Wierzyłam, że mówiła prawdę, że dostałam od niej rozwiązanie.
Na palcach wyszłam z komnaty medyczki. Nie zdołałam jednak daleko przejść, gdy na mojej drodze stanęła elegancko ubrana niewiasta.
– Sułtanko Sah... – wydukałam, kłaniając się przed nią. Serce biło mi niczym młot, a po plecach przechodził mnie zimny dreszcz. Nie zdołałam jeszcze poznać ciotki padyszacha osobiście, ale pochodziła z TEJ rodziny. Rozum kazał mi wątpić, aby była spokojną i przyjazną duszą. Nie w tym pałacu.