Miło z Twojej strony. Wzajemniutko! Muszę się koniecznie zająć czymś pozytywnym. Tak ciężko jest się otrząsnąć z ataku paniki... Żeby jeszcze ktoś to rozumiał, a najprędzej toby mnie najbliżsi jeszcze obwiniali o wszystko...
Wzajemniutko! Póki co chyba najgorsze 3 dni pod rząd od miesiąca. W każdym razie zaczynam piąty miesiąc powrotu do zdrowia i mam spore oczekiwania. Nie ma chyba nic gorszego jak mówić mamie, że się ją kocha gdy wszystko w środku wmawia Ci, że jej nie poznajesz.
Konieczności zachowania umiaru.
Projekcja własnego lenistwa w związku na standardy innych.
Ode mnie dosyć często dopóki mój sposób pisania nie stał się tak niesamowicie zindywidualizowany, że nie było szans, by nauczyciel nie rozpoznał, że to tylko ja mogłem napisać. Ja od kogoś? Po pierwsze nie umiem, a po drugie naprawdę nie było za bardzo ludzi, którzy rozumieliby tematy bardziej niż ja.
Ja mam obsesję na punkcie racjonalizacji. Zsyłasz na mnie autentyczne cPTSD jeśli każesz mi się zdać na samo "nie". Forma przejmowania kontroli i poczucia bezpieczeństwa za pomocą intelektualizacji. Ponieważ jestem okropnie neurotyczny, to dla mnie nie ma mało ważnych spraw. W sklepie, czy w kościele obejrzę się za każdą pojedynczą osobą, bo wewnętrzne pokłady paniki po prostu nie dają mi zignorować nic. Zaburzenie to jest opisywane jako Osłabienie mechanizmu utajonego hamowania.
Chyba tylko w czasach, kiedy złe samopoczucie zgłaszało się w sekretariacie, żeby dyrektor sam zatelefonował do rodziców. To akurat zdarzało się dość często.
Tak, bo byłem jedyną osobą, która nie wysypywała wszystkich nieprzygotowań przy pierwszej możliwej okazji. W ten sposób, jeśli nauczyciel chciał sobie urządzić odpowiedź ustną, to zawsze musiał każdy semestr zaczynać ode mnie. Nawet nie było tak, że uczyłem się tylko na wrzesień i luty, po prostu ja jestem nieśmiały tylko w nieustrukturyzowanych scenariuszach. Odpowiadanie miało to do siebie, że było jasne co mam mówić i kiedy jest moja kolej, więc się przed tym nie broniłem. A że zawsze wiem, co powiedzieć, to już w ogóle.
Właśnie teraz. Od jakiegoś czasu mam taki objaw (przeszywające ciepło) i to się trzyma. Cóż, przynajmniej to nie boli i nie wywołuje lęku.
Walczę dalej. W każdej relacji, która działa obie strony muszą jednocześnie czuć, że tylko one się starają, a ta druga osoba nie. Dobra, może nie do końca, ale żeby to takie dalekie od prawdy było to też nie. W kontekście dojścia do drugiej osoby, większość ludzi poddaje się zbyt łatwo. Czy słusznie? Nie wiem. Może komuś się to opłaca, ale dla zdobycia czyjegoś zaufania potrzeba znacznie więcej niż większość jest przygotowana się poświęcić. W każdym razie, czy jest się kimś lepszym, jeśli się podda? Przynajmniej nie nam można coś w takiej sytuacji zarzucić.