Nie wierzyła, nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek szczęście zapuka do jej drzwi. Porzuciła wszelkie nadzieje już dawno, pozwalając aby mrok utulił ją do snu. Samotność została jej najlepszą przyjaciółką, a jej marne odbicie jedynym przejawem człowieczeństwa z jakim miała styczność. Snuła się jak śmierć po korytarzach swojej twierdzy. Nikt tu nie zaglądał, nikomu nie udało się przedrzeć przez mury oraz ciernie wyrastające z jej złamanego serca. Stworzyła własną samotnię, ruinę symbolizującą jej rozerwane wnętrze. Pozornie stabilna konstrukcja, jednym podmuchem wiatru mogła zostać zmieciona z powierzchni. Taka właśnie była, wiotka, osłabiona. Dawna siła przerodziła się w niepewność, strach. Nie wierzyła, nie sądziła, że kiedykolwiek może jeszcze to ulec zmianie. Z każdym dniem gubiła się coraz bardziej, zapominała kim była, jak powinno wyglądać jej życie. Spoglądając w lustro nie widziała siebie, a zupełnie obcą twarz. Z czasem zaczęła unikać zwierciadeł, nie dawały jej odpowiedzi na tak nurtujące ją pytania. Kim była? A raczej kim się stała. Miłość? Była czymś ulotnym, wyśnionym, abstrakcją wciskaną ludziom, w nadziei, że naiwnie uwierzą w jej niezwykłą moc. Nie chciała żyć ułudą, brzydziła się kłamstwem, nawet tym, które pomogłoby jej stanąć na nogi. Aż w momencie gdy wyczekiwała swojego końca, w ciemności pojawiła się wiązka światła. Jego blak oślepił ją, lecz wtedy już wiedziała- ratunek nadszedł. Nastał od dawna wyczekiwany dzień, mrok konał w męczarniach wraz z całym ciężarem zdjętym z jej przemęczonych barków. On tu był, wyciągnął ją z więzienia, które stworzyła sama dla siebie. Schował w swych ramionach i przywrócił do życia. Dzisiaj jest już kimś zupełnie innym, ale w głębi serca nigdy nie zapomni tego kim była dawniej.
View more