Możliwe, że kiedyś było, ale jak się zaczęła Twoja przygoda z ciastami?
Było, ale dosyć dawno, także nie ma problemu przybliżę jak to było z moimi początkami.
Na pierwszy ogień poszedł tort. Z okazji urodzin tego mojego, a że ja jeszcze tematy szkolne, wiecznie spłukana, to trzeba było coś odwalić. Od serca xd Mama mi mówiła co i jak, kremy, co prawda były z torebki (teraz już po coś takiego nie sięgam), dosyć sprawna robota, wszystkim smakował, czekoladowo-śliwkowy był. Ale wtedy jeszcze nie poczułam, że to jest to.
Tak naprawdę rozkręciłam się dopiero jak zamieszkaliśmy razem, a że słodkie lubiłam pojeść, to pieczenie mnie zainteresowało. O wiele bardziej niż gotowanie. Właściwie to pieczenie zastąpiło mi rysowanie. Już nie miałam na to tyle czasu i spokoju, ani chęci, więc poszłam nową ścieżką. Pamiętam, te pierwsze stresy, co by nic nie sknocić, trzymanie się ściśle przepisu... No ale podobało mi się. Zachciałam próbować coraz to nowszych rzeczy, dzielić się z rodzinką, wszystkim smakowało, nawet mówili, że mamę prześcignęłam ze swoimi umiejętnościami, to coś sąsiadom dałam, to kolegom z pracy tego mojego, zbierałam coraz więcej pochwał, a to przecież zachęca do działania. No to sobie działam. Tym bardziej, że dobrze to na mnie wpływa. Zawsze pierwszy kawałek jest dla mnie, żebym wiedziała, co ludziom daję xd Z początku piekłam, żeby zjeść coś dobrego, teraz piekę dla samego pieczenia.
Nawet nie pamiętam jak to się stało, że zrobiłam coś na zamówienie... Ale zdarza mi się czasami, ktoś komuś mnie poleci i o, mam swoje fuchy. Super sprawa, bo to od początku do końca moje, coraz więcej robię według własnych pomysłów i w sumie nie pamiętam, żeby komuś nie smakowało... Chyba tylko takim "niejadkom", co to słodkiego nie lubią. Bo tak, to ludzie mówią, że moje ciasta są takie w punkt, nieprzesłodzone i pytają jak ja to robię, że mi tak dobre wychodzą xd A tajemnica jest taka, że robię je pod siebie, żeby mi smakowało xd Do tego byle jakich składników nie użyję. A przede wszystkim jest to coś co uwielbiam robić <3
Czyli tak w skrócie - wyszło to z nadmiaru czasu, z którym nie wiedziałam co zrobić i z miłości do słodkości.
Jak mieszkałam z rodzicami, to nawet nie pomyślałam, żeby czymś takim się zająć. Kuchnia to twierdza mojej mamy była. Co prawda ciast jakiś wymyślnych nie robiła, ale dobre, więc nie miałam impulsu, żeby spróbować.
Na pierwszy ogień poszedł tort. Z okazji urodzin tego mojego, a że ja jeszcze tematy szkolne, wiecznie spłukana, to trzeba było coś odwalić. Od serca xd Mama mi mówiła co i jak, kremy, co prawda były z torebki (teraz już po coś takiego nie sięgam), dosyć sprawna robota, wszystkim smakował, czekoladowo-śliwkowy był. Ale wtedy jeszcze nie poczułam, że to jest to.
Tak naprawdę rozkręciłam się dopiero jak zamieszkaliśmy razem, a że słodkie lubiłam pojeść, to pieczenie mnie zainteresowało. O wiele bardziej niż gotowanie. Właściwie to pieczenie zastąpiło mi rysowanie. Już nie miałam na to tyle czasu i spokoju, ani chęci, więc poszłam nową ścieżką. Pamiętam, te pierwsze stresy, co by nic nie sknocić, trzymanie się ściśle przepisu... No ale podobało mi się. Zachciałam próbować coraz to nowszych rzeczy, dzielić się z rodzinką, wszystkim smakowało, nawet mówili, że mamę prześcignęłam ze swoimi umiejętnościami, to coś sąsiadom dałam, to kolegom z pracy tego mojego, zbierałam coraz więcej pochwał, a to przecież zachęca do działania. No to sobie działam. Tym bardziej, że dobrze to na mnie wpływa. Zawsze pierwszy kawałek jest dla mnie, żebym wiedziała, co ludziom daję xd Z początku piekłam, żeby zjeść coś dobrego, teraz piekę dla samego pieczenia.
Nawet nie pamiętam jak to się stało, że zrobiłam coś na zamówienie... Ale zdarza mi się czasami, ktoś komuś mnie poleci i o, mam swoje fuchy. Super sprawa, bo to od początku do końca moje, coraz więcej robię według własnych pomysłów i w sumie nie pamiętam, żeby komuś nie smakowało... Chyba tylko takim "niejadkom", co to słodkiego nie lubią. Bo tak, to ludzie mówią, że moje ciasta są takie w punkt, nieprzesłodzone i pytają jak ja to robię, że mi tak dobre wychodzą xd A tajemnica jest taka, że robię je pod siebie, żeby mi smakowało xd Do tego byle jakich składników nie użyję. A przede wszystkim jest to coś co uwielbiam robić <3
Czyli tak w skrócie - wyszło to z nadmiaru czasu, z którym nie wiedziałam co zrobić i z miłości do słodkości.
Jak mieszkałam z rodzicami, to nawet nie pomyślałam, żeby czymś takim się zająć. Kuchnia to twierdza mojej mamy była. Co prawda ciast jakiś wymyślnych nie robiła, ale dobre, więc nie miałam impulsu, żeby spróbować.