♥️♠️
Co robiła w Nowym Orleanie? Uciekała? Jeśli tak, to... Przed kim? Przed Morietti, Russo, władzami, a może przed samą sobą? A może potrzebowała pieniędzy na boku? A może jezzowy klub to jedynie krótki przystanek w pasersko mafijnym życiu Treflowej Damy?
Podobno poszukiwali jazzowej śpiewaczki. Z jej umiejętnościami ta praca stanie się czystą przyjemnością. I zarobkiem, dla każdej z zainteresowanych stron. Przy okazji się przyczai, bacznie obserwując. Kto wie, co przyniesie jej nauka tutaj.
Przekraczając próg lokalu, w którym czarne dźwięki lamentu zmieniały się w energetyczne misterium radości życia, Sophie zauważyła mężczyznę, który jednak wydawał się kimś więcej niż tylko człowiekiem.
Karty w jego dłoniach zdawały się unosić lekko, nie dotykając powietrza, tańcząc między palcami w rytmie, który wymykał się zrozumieniu. Ciemność otulała jego twarz, skrywając intencje, ale Sophija czuła, że jego kunszt mógł stać się jej narzędziem. Jeśli tylko potrafiłaby wykorzystać to, czego nauczyła się od świata mężczyzn, mogłaby stać się jak on – tutejszą mistrzynią. Jeśli tylko podjęłaby u niego naukę... Może uczennica przebiłaby mistrza?
Ale to nie Kartmistrz wzbudził w niej największych emocji tego wieczoru. Zaledwie w cieniu za jego plecami, na ścianie, dostrzegła obraz, który wydawał się niemal żywy. **Fryderyk Nietzsche oczami Edwarda Muncha** – dzieło pełne grozy, niepokoju i geniuszu, w którym linie i cienie układały się tak, jakby sam świat był ledwo uchwyconą myślą filozofa na granicy obłędu. Obraz zdawał się wołać do niej, jakby znał jej pragnienia i pokusy.
Sophija w milczeniu odwróciła się, próbując skupić na grze Gambita, ale nie mogła oderwać myśli od tamtego dzieła. Każdy ruch kart w jego rękach był jak szelest skradającego się pomysłu. Mogłaby go zwinąć. Wystarczyło kilka wieczorów spędzonych w klubie, kilka podpatrzonych manewrów Kartmistrza i wprawa, którą zdobyła przez lata fałszowania intryg. Kusiła ją wizja kradzieży – ale...
Podobno poszukiwali jazzowej śpiewaczki. Z jej umiejętnościami ta praca stanie się czystą przyjemnością. I zarobkiem, dla każdej z zainteresowanych stron. Przy okazji się przyczai, bacznie obserwując. Kto wie, co przyniesie jej nauka tutaj.
Przekraczając próg lokalu, w którym czarne dźwięki lamentu zmieniały się w energetyczne misterium radości życia, Sophie zauważyła mężczyznę, który jednak wydawał się kimś więcej niż tylko człowiekiem.
Karty w jego dłoniach zdawały się unosić lekko, nie dotykając powietrza, tańcząc między palcami w rytmie, który wymykał się zrozumieniu. Ciemność otulała jego twarz, skrywając intencje, ale Sophija czuła, że jego kunszt mógł stać się jej narzędziem. Jeśli tylko potrafiłaby wykorzystać to, czego nauczyła się od świata mężczyzn, mogłaby stać się jak on – tutejszą mistrzynią. Jeśli tylko podjęłaby u niego naukę... Może uczennica przebiłaby mistrza?
Ale to nie Kartmistrz wzbudził w niej największych emocji tego wieczoru. Zaledwie w cieniu za jego plecami, na ścianie, dostrzegła obraz, który wydawał się niemal żywy. **Fryderyk Nietzsche oczami Edwarda Muncha** – dzieło pełne grozy, niepokoju i geniuszu, w którym linie i cienie układały się tak, jakby sam świat był ledwo uchwyconą myślą filozofa na granicy obłędu. Obraz zdawał się wołać do niej, jakby znał jej pragnienia i pokusy.
Sophija w milczeniu odwróciła się, próbując skupić na grze Gambita, ale nie mogła oderwać myśli od tamtego dzieła. Każdy ruch kart w jego rękach był jak szelest skradającego się pomysłu. Mogłaby go zwinąć. Wystarczyło kilka wieczorów spędzonych w klubie, kilka podpatrzonych manewrów Kartmistrza i wprawa, którą zdobyła przez lata fałszowania intryg. Kusiła ją wizja kradzieży – ale...