Z góry przepraszam, Lilith, ale użyję tego pytania w nieco innym celu, mam nadzieję, że nie weźmiesz mi tego za złe.
Witam Was wszystkich, trochę czasu mnie tu nie było. Ale jak mam być szczery, to chyba dobrze.
Dlaczego?
Zauważyłem taką tendencję u mnie, że przychodzę tu tylko wtedy, kiedy coś ciąży mi na sumieniu i jest, delikatnie mówiąc, beznadziejnie. Można pomyśleć, że przez ten cały czas było okej. No, w wielkim skrócie. Ale wolałbym chyba, żeby wszystko było tak, jak kiedyś, wolałbym co parę dni na chwilę popłakać i mieć spokój.
Tymczasem wyrobiłem w sobie zły nawyk odkładania wszystkiego, nawet uczuć, na pozniej. Przez co kumulują się i w pewnym momencie wszystko wybucha.
Złapał mnie cholerny smutek, szczególnie, kiedy zupełnie przypadkiem natrafiłem na wspólne zdjęcia z Nią. Na początku się uśmiechałem, ale później rzeczywistość mnie przygniotła. Uświadomiłem sobie, że już Jej obok mnie nie ma i najprawdopodobniej nigdy już nie będzie. Zdałem sobie sprawę, jak bardzo wszystko zjebałem. Przecież miało być tak idealnie.
Moją ogromną wadą jest to, że nie doceniam tego, co mam. A jak już z mojej własnej głupoty stracę tego kogoś bądź to coś, to wtedy jest za późno.
Wiecie co jest najgorsze?
Od końcówki lipca, czyli od czasu, kiedy zerwałem z Nią kontakt nie potrafię znaleźć nikogo, kto by mnie pokochał. Może uznacie to za głupie, ale ja potrzebuję bycia w związku. Potrzebuję tego uczucia bycia kochanym. Potrzebuję nawet tego pieprzonego patrzenia sobie w oczy.
Chcę zniknąć i wyłączyć uczucia. Tak byłoby najlepiej. Tak byłoby najwygodniej.
Do "przeczytania" kiedyś tam. Papa.
View more