Wiesz, odpowiem, że walczę o siebie. Od dłuższego czasu moją głowę męczą rozterki, czy to dorosłość mnie zniszczyła, czy może nie. Kiedyś, gdy jeszcze byłam dzieckiem, potrafiłam cieszyć się każdą, nawet najmniejszą rzeczą. W drobiazgach widziałam powód do radości i z niecierpliwością czekałam na nadejście kolejnego dnia. Teraz już taka nie jestem, teraz wszystko jest albo czarne, albo białe. Teraz każda czynność równa się dla mnie ze zmęczeniem. Denerwuje mnie to, bo czuję się w takim poczuciu zupełnie sama, jak jakaś wariatka, która zamiast zająć się pracą i dbaniem o dom, buja w obłokach i myśli, że da się to jeszcze odwlec. Taka już jestem i może nigdy nie będę odpowiedzialną kobietą, która punktualnie przychodzi do pracy i wyrabia się na czas z raportami. Może to kwestia tego, że moje wnętrze nie pogodziło się z dorosłym światem. Bardzo mi się on nie podoba, swoją drogą, wydaje się taki smutny i nudny. Oddałabym wszystko za choć pięć minut powrotu do dzieciństwa, nabrałabym poczucia beztroski we wszystkie kieszenie i zabrałabym ze sobą, do teraz. Ta, zawsze będę marzyć o niemożliwym. Durne i naiwne babsko.
Prawda jest taka, że cholernie się pogubiłam. Trudno mi to przyznawać, ale już sama nie wiem, kim jestem, dlatego że każdego dnia czuję się skrajnie inaczej. Zupełnie tak, jakbym codziennie była inną dziewczyną, inną osobą, jakbym każdego dnia zakładała pokerową maskę. Myślę, że już dawno straciłam prawdziwą mnie, która niegdyś potrafiła kochać, cieszyć się światłem słońca i biegać boso przez zielone łąki w białej sukni, ubrudzonej błotem. Ta dziewczyna nie żyje, leży teraz w wiktoriańskiej trumnie zakopanej pośród liści nielitościwego czasu. I nigdy już nie otworzy oczu, nigdy.
Wstaw tutaj coś pięknego, a jednocześnie smutnego.
Natychmiast, obłędnie, niezdarnie, bezwstydnie, boleśnie zakochaliśmy się w sobie; należy dodać, że i beznadziejnie, bo tę frenetyczną żądzę posiadania dałoby się ukoić jedynie wtedy, gdybyśmy dosłownie wessali i wchłonęli nawzajem każdą cząstkę swych dusz i ciał; a tymczasem nie mogliśmy nawet się sparzyć, po czemu dzieci uliczne bez trudu znalazłyby sposobność.
Gdybym spotkała Ciebie znowu pierwszy raz, ale w innym sadzie, w innym lesie - może by inaczej zaszumiał nam las, wydłużony mgłami na bezkresie. Może innych kwiatów wśród zieleni bruzd jęłyby się dłonie dreszczem czynne. Może by upadły z niedomyślnych ust jakieś inne słowa, jakieś inne. Może by i słońce zniewoliło nas do spłynięcia duchem w róż kaskadzie. Gdybym spotkała Ciebie znowu pierwszy raz, ale w innym lesie, w innym sadzie...
Zawsze myślałam, że to naprawdę tandetne, gdy mówiłam innym, że miłość nigdy nie umiera, a ludzie, których darzyłam uczuciem wciąż żyją w moim sercu. Jednak teraz myślę, że to było cholerne nieporozumienie z mojej strony i nie do końca rozumiałam, o czym mówię, dlatego brzmiało to dla mnie tak sztucznie i nieprawdziwie. Ale to przecież nie jest fałszywe. Wciąż śmieję się z żartów mojego przyjaciela z 6 klasy i nadal śpiewam te same piosenki, które zwykłam śpiewać z kolegą ze studiów, w którym kiedyś się podkochiwałam. Uwielbiam rośliny i spędzanie czasu w ogrodzie, ponieważ moja mama nauczyła mnie, jak to jest grzebać palcami w mokrej glebie pod ciepłym, wyrozumiałym słońcem i pomagać wyrosnąć czemuś w coś innego, piękniejszego niż wcześniej. Składam ubrania tak, jak robiła to dla mnie moja mama. Jeżdżę i bębnię palcami w kierownicę, tak jak robił to mój tata. Mój gust muzyczny i rozrywkowy ma w moim sercu kawałek kogoś, kto był niegdyś ważną częścią mojego życia. Sprawiam, że moje życie jest piękne, organizując, planując i wierząc w siebie, tak jak nauczyła mnie tego moja siostra. Jestem wspaniałą mozaiką każdego, kto kiedykolwiek dotknął mojego serca. Biorę to, co moje serce może i chce trzymać blisko, a resztę puszczam. Pozostawiam jedynie piękno. Moje serce jest zawsze pełne, ponieważ ludzie nigdy tak naprawdę nie mogą mnie opuścić, jeśli mnie pokochali i ja ich pokochałam. Myślę, że wszyscy jesteśmy takimi mozaikami. Odrębność dusz jest kłamstwem, które jest nam wszystkim wmawiane, bo wszyscy jesteśmy mozaikami wypełnionymi sobą nawzajem, i z wielką tego świadomością, lubię nazywać to zjawisko miłością.
Tak było nawet w najmroźniejsze wieczory. Ludzie snuli marzenia, walczyli z codziennymi kłopotami, kładli się spać tak samo jak zawsze. I z przyzwyczajenia ograniczali swoje myśli, by nie wykraczać w nich poza dzień jutrzejszy, w nieznany mrok.
Nie opuszczaj mnie, ja wymyślę Ci słowa, których sens pojmiesz tylko Ty. Z nich ułożę baśń jak się serca dwa pokochały na przekór ludziom złym. Z nich ułożę baśń o królewnie, co zmarła z żalu, bo nie poznała Cię.Przecież zdarza się, że największy żar ciska wulkan, co niby dawno zmarł. Pól spalonych skraj więcej zrodzi zbóż niż zielony maj w czas wiosennych burz, gdy księżyca cierń lśni na nieba tle i z czerwienią czerń nie chcą rozstać się. Nie opuszczaj mnie. Nie opuszczaj mnie, już nie będzie łez, już nie będzie słów. Dobrze jest jak jest, tylko taki kąt, mały kąt mi wskaż, gdzie Twój słychać śmiech, widać Twoją twarz, chcę gdy słońca krąg wzejdzie - być co dnia cieniem Twoich rąk, cieniem Twego psa.Nie opuszczaj mnie. Nie opuszczaj mnie.
Nie lubię w ludziach tego, że gdzieś podczas obecnego wyścigu o pieniądze, sławę czy rzekomy sukces, zatracili w sobie wrażliwość. A jest to, moim zdaniem, jedna z najcenniejszych rzeczy, jaką człowiek może posiadać. Jest jak skarb, którego należy strzec. Jestem zła na nasz świat, a jednocześnie bardzo go kocham. Wiem, to obłęd, ale staram się skupiać na tych jego aspektach, które najmniej mają wspólnego z ludźmi. Sądzę, że to człowiek jest jak zaraza. Jak dżuma! Świat sam w sobie jest piękny, ale to my robimy z niego miejsce, w którym odechciewa się żyć. Cholera, a obiecałam sobie, że przestanę już smęcić. Pardon.
Ja deszczowym dniem Ci przyniosę z ziem, gdzie nie pada deszcz pereł deszczu sznur, jeśli umrę, z chmur spłynie do twych rąk światła złoty krąg i to będę ja.
dwa serduszka, cztery oczy, ojojoj, co płakały we dnie, w nocy, ojojoj, czarne oczka co płaczecie, że się spotkać nie możecie, że się spotkać nie możecie, ojojoj, mnie matula zakazała, ojojoj, żebym chłopca nie kochała, ojojoj, a ja chłopca hac! za szyję, będę kochać póki żyję! będę kochać póki żyję, ojojoj
Wiecie, co jest bardzo smutne? Świadomość tego, że nieważne, jak wielką ktoś zrobił mi krzywdę, ja wiem, że gdybym mogła cofnąć czas - postąpiłabym zupełnie tak samo co do tej osoby, podjęłabym te same decyzje. Zadałabym sobie ten ból jeszcze raz, bo tak cholernie Cię kocham. I tak mocno za Tobą tęsknię, nieistotne, w jakim jesteś wydaniu. To smutne.
Kluczem do szczęścia jest miłość, uskrzydlająca człowieka miłość. Taka, która sprawia, że jesteś w stanie wskoczyć dla kogoś w płomienie. Taka, która unosi kąciki Twoich ust w górę nawet, gdy nie jest Ci do śmiechu. Taka, dzięki której masz siły, by wstawać rano i zmagać się z problemami dzisiejszego świata. Taka, która daje Ci ciepło, gdy dookoła sypie śnieg. Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, gdyż miłość jest piękna. Oczywiście mam na myśli tę prawdziwą miłość, w której nie ma choć krzty kłamstwa i fałszu. Taka miłość zdarza się raz na milion. Tylko raz.