8
Ostatnia minuta
Zdołał przejść może mały kawałeczek, ponieważ pobiegłam do niego jak poparzona, i znowu pociągnęłam go na bok.
-mam wrażenie, że Ciebie brakuje wśród tych narwańców. -w jego głosie była złość. Teraz juz nie wiedziałam w co mam wierzyć. W to, że jest dobry, i naprawdę chce pomóc czy poprostu chce się do nich dostać, żeby coś zdobyć lub ich zabić- jak ich poznałaś.. wiesz o czym mówię. -to już było wypowiedziane bardziej pogodnym głosem, ale po chwili znów zmienił ton- Violet jest najgorsza radze uważać, od Martin'a trzymaj się z daleka młoda zdradliwa szuja o reszcie kretynów nie wspominając. Wierzą w to, że uda im się z tąd zwiać. Nic bardziej mylnego -miałam wrażenie, że jakbym nie przerwała nawijał by dalej jak najęty.-
-to ty jesteś z nimi czy nie? -to było kluczowe pytanie. W oczach chłopaka w moment pojawił się gniew juz o wiele gorszy niż ten poprzedni, jego wzrok był taki, że nie dało się go znieść.-
-tak chcesz wiedzieć? To słuchaj uważnie słońce -złapał mnie za podbródek, i pociągnoł go do góry bym wreszcie na niego spojrzała- banda piętnastu idiotów, którzy usilnie werbują ludzi do swojej paczki, żeby potem ich zostawić na pastwę wojsk. Połowa zwerbowanych nie żyje, a Ci nawet nie próbowali ich bronić ich słowo to jedno wielkie gówno.
-ale czy jesteś z nimi? -powtórzyłam pytanie, i spojrzałam na ludzi, którzy stali po bokach nic nie robiąc. Stali, i patrzyli się tak zwyczajnie po prostu- oni chodziasz coś robią.
-a oni stracili przez tamtych pół rodzin. Dziwić się, że są znienawidzeni. -złapał mnie dość mocno za ręce, i pociągnął w stronę bazy wojskowej-
-o co chodzi? -spojrzałam mu w oczy dopiero teraz to zobaczyłam, wrzeszczał jak opętany, a oczy miał jakby szkliste. Miał ewidentnie coś za złe, moim niedoszłym kolega.- miałeś tu kogoś?
-tak.. gdy mnie złapali podczas pierwszych dni łapanek pietnastka miała rodziny, i ja też. -zaczął, zatrzymał się, usiadł na kamieniu, i spojrzał na mnie, po policzku spłyneła mu łza- mieli mnie zabić, ale zaproponowałem swoją pomoc.. oszczedzili mnie. Siedziałem tam na tyle długo, że wyłapali większość rodzin tamtej bandy. -niepewnie położyłam dłoń na jego ramieniu, to raczej nic nie pomogło mówienie o tym zdarzeniu sprawiało mu ból jak nic innego prawdopodobnie- zaczęli mnie wypuszczać z tymi bułkami, zaprzyjaźniłem się z nimi, pomagałem, a gdy przyszedł czas nic nie zrobili. -złapał kamień, i żucił go dość daleko- ratowali innych a moja rodzinę, zostawili patrzyli stojąc z boku. Ja akurat tam byłem.. moja mama płakała na mój widok.. tyle lat mnie nie widziała, a ja ją widziałem wtedy po raz ostatni nic nie mogłem zrobić.. -powiedział, i podniósł się gwałtownie- teraz już rozumiesz czemu? Wolałem, się nie pokazywać bo osobiście dopilnowałbym, żeby zdechli, wszyscy razem wzięci.
-wiec czemu chcesz im pomóc skoro są tacy źli? -spytałam. Jego harakter był bardzo zbliżony do mojego. Znalazłam coś w stylu bratniej duszy chodź był mi obcy-
Zdołał przejść może mały kawałeczek, ponieważ pobiegłam do niego jak poparzona, i znowu pociągnęłam go na bok.
-mam wrażenie, że Ciebie brakuje wśród tych narwańców. -w jego głosie była złość. Teraz juz nie wiedziałam w co mam wierzyć. W to, że jest dobry, i naprawdę chce pomóc czy poprostu chce się do nich dostać, żeby coś zdobyć lub ich zabić- jak ich poznałaś.. wiesz o czym mówię. -to już było wypowiedziane bardziej pogodnym głosem, ale po chwili znów zmienił ton- Violet jest najgorsza radze uważać, od Martin'a trzymaj się z daleka młoda zdradliwa szuja o reszcie kretynów nie wspominając. Wierzą w to, że uda im się z tąd zwiać. Nic bardziej mylnego -miałam wrażenie, że jakbym nie przerwała nawijał by dalej jak najęty.-
-to ty jesteś z nimi czy nie? -to było kluczowe pytanie. W oczach chłopaka w moment pojawił się gniew juz o wiele gorszy niż ten poprzedni, jego wzrok był taki, że nie dało się go znieść.-
-tak chcesz wiedzieć? To słuchaj uważnie słońce -złapał mnie za podbródek, i pociągnoł go do góry bym wreszcie na niego spojrzała- banda piętnastu idiotów, którzy usilnie werbują ludzi do swojej paczki, żeby potem ich zostawić na pastwę wojsk. Połowa zwerbowanych nie żyje, a Ci nawet nie próbowali ich bronić ich słowo to jedno wielkie gówno.
-ale czy jesteś z nimi? -powtórzyłam pytanie, i spojrzałam na ludzi, którzy stali po bokach nic nie robiąc. Stali, i patrzyli się tak zwyczajnie po prostu- oni chodziasz coś robią.
-a oni stracili przez tamtych pół rodzin. Dziwić się, że są znienawidzeni. -złapał mnie dość mocno za ręce, i pociągnął w stronę bazy wojskowej-
-o co chodzi? -spojrzałam mu w oczy dopiero teraz to zobaczyłam, wrzeszczał jak opętany, a oczy miał jakby szkliste. Miał ewidentnie coś za złe, moim niedoszłym kolega.- miałeś tu kogoś?
-tak.. gdy mnie złapali podczas pierwszych dni łapanek pietnastka miała rodziny, i ja też. -zaczął, zatrzymał się, usiadł na kamieniu, i spojrzał na mnie, po policzku spłyneła mu łza- mieli mnie zabić, ale zaproponowałem swoją pomoc.. oszczedzili mnie. Siedziałem tam na tyle długo, że wyłapali większość rodzin tamtej bandy. -niepewnie położyłam dłoń na jego ramieniu, to raczej nic nie pomogło mówienie o tym zdarzeniu sprawiało mu ból jak nic innego prawdopodobnie- zaczęli mnie wypuszczać z tymi bułkami, zaprzyjaźniłem się z nimi, pomagałem, a gdy przyszedł czas nic nie zrobili. -złapał kamień, i żucił go dość daleko- ratowali innych a moja rodzinę, zostawili patrzyli stojąc z boku. Ja akurat tam byłem.. moja mama płakała na mój widok.. tyle lat mnie nie widziała, a ja ją widziałem wtedy po raz ostatni nic nie mogłem zrobić.. -powiedział, i podniósł się gwałtownie- teraz już rozumiesz czemu? Wolałem, się nie pokazywać bo osobiście dopilnowałbym, żeby zdechli, wszyscy razem wzięci.
-wiec czemu chcesz im pomóc skoro są tacy źli? -spytałam. Jego harakter był bardzo zbliżony do mojego. Znalazłam coś w stylu bratniej duszy chodź był mi obcy-