Część 1
Ostatnia minuta
Okolica w, której mieszkałam ciężko było nazwać miastem, wsią czy jak kolwiek inaczej. To były 'pozostałości po apokalipsie', tak na to miejsce mówili mieszkańcy. Budynki bez dachów, zwykle połowa była wyburzona a raczej po prostu zniszczona, żeby odebrać nam jakiekolwiek schronienie. Powybijane szyby w każdym miejscu. Brak dostępu do sklepów, czego kolwiek. Nikt nie mógł przybyć z pomocą, ponieważ całego terenu pilnowało wojsko, razem z robotami, które czasem wypuszczono na łapanki. Ludzie, którzy wpadli w ich łapy nigdy już nie zobaczyli światła dziennego, w siedzibie zostali po prostu zabici.. jak zwierzęta..
Co prawda nigdy tego nie widziałam na własne oczy, ale na każdym kroku o tym mówiono. Żadne miejsce w okolicy nie było wolne od jakiejś plotki. Parę razy ktoś próbował uwolnić się z tego okropnego miejsca, ale nikomu się to nie udało. Byliśmy bezsilni. Wojsko, które miało nad nami piecze raz na miesiąc przypisywało nam po pare litrów wody na rodzinę. Ja mieszkałam z mama, i siostrą, tatę złapali na początku tej pewnego rodzaju żezi, i zabili. Dostawałyśmy 3l wody na miesiąc. Aż trzy lub tylko trzy. Mama potrafiła dobrze zażądać 'rozdawaniem' wody naszej trójce.. Najmniej dostawała pietnastka. Ludzie młodzi, którzy stracili całą rodzinę, i połączyli się by nie być samotni. Oni na 15 ludzi dostawali miesięcznie jedynie 1,5l wody. 'Za karę' ponieważ wojsko uważa, że Ci ludzie spisują za ich plecami. Mama często uzupełniała zapasy tych w pewnym sensie osamotnionych ludzi, dawała im rzeczy po sobie po siostrze. Właśnie rzeczy.. tak samo jak w przypadku wody, raz na miesiąc rzucanio je na tak zwaną 'STERTE'. Wszystkie były używane, ale z pewnością lepsze niż te przechodzone w, których byliśmy cały czas. Nigdy nie było mojego rozmiaru, w rzeczach ze STERTY topiłam się. Wyglądałam jakbym zdarła je z kogoś obcego. Teraz jeszcze jeden ostatni szczegół na, który również należy zwrócić uwagę, a mianowicie mieszkania. Nie było ich były śpiwory lub max 3-osobowe namiociki. Wszystko mieściło się na dworze lub na parkingach wewnątrz zdemolowanych budynków. Na wyższych piętrach nikt nie mieszkał. Podłoga była słaba, i nie uniosłaby wielkiego ciężaru. Deszcz też padał raz na parę miesięcy.. Potworny skwar ułatwiał wojsku tą całą zabijankę, wiele ludzi po prostu tego nie wytrzymywało. Szczególnie starsi, padali jak muchy, uderzone marną dziurawą packą w skrzydło lub inną cześć ciała. Warunki były ciężkie, ale przyzwyczaiłam się do tego co było, i szczeże nie wyobrażałam sobie innego miejsca w, którym mogłabym razem z rodziną żyć w spokoju. To co tu się dzieje oduczyło mnie szybowania ponad rzeczywistością, oduczyło mnie po prostu marzyć o czymś lepszym, piekniejszym. Byłam i jestem do świata jak i do ludzi sceptycznie nastawiona. Nikomu nie ufam, nawet bliskim mi ludzią, koleżanką, i kolega. W tym świecie każdy w, każdej minucie a nawet sekundzie może stać się twoim wrogiem lub sprzymierzeńcem.
Jestem Liszka, i opowiem wam wszystko
Okolica w, której mieszkałam ciężko było nazwać miastem, wsią czy jak kolwiek inaczej. To były 'pozostałości po apokalipsie', tak na to miejsce mówili mieszkańcy. Budynki bez dachów, zwykle połowa była wyburzona a raczej po prostu zniszczona, żeby odebrać nam jakiekolwiek schronienie. Powybijane szyby w każdym miejscu. Brak dostępu do sklepów, czego kolwiek. Nikt nie mógł przybyć z pomocą, ponieważ całego terenu pilnowało wojsko, razem z robotami, które czasem wypuszczono na łapanki. Ludzie, którzy wpadli w ich łapy nigdy już nie zobaczyli światła dziennego, w siedzibie zostali po prostu zabici.. jak zwierzęta..
Co prawda nigdy tego nie widziałam na własne oczy, ale na każdym kroku o tym mówiono. Żadne miejsce w okolicy nie było wolne od jakiejś plotki. Parę razy ktoś próbował uwolnić się z tego okropnego miejsca, ale nikomu się to nie udało. Byliśmy bezsilni. Wojsko, które miało nad nami piecze raz na miesiąc przypisywało nam po pare litrów wody na rodzinę. Ja mieszkałam z mama, i siostrą, tatę złapali na początku tej pewnego rodzaju żezi, i zabili. Dostawałyśmy 3l wody na miesiąc. Aż trzy lub tylko trzy. Mama potrafiła dobrze zażądać 'rozdawaniem' wody naszej trójce.. Najmniej dostawała pietnastka. Ludzie młodzi, którzy stracili całą rodzinę, i połączyli się by nie być samotni. Oni na 15 ludzi dostawali miesięcznie jedynie 1,5l wody. 'Za karę' ponieważ wojsko uważa, że Ci ludzie spisują za ich plecami. Mama często uzupełniała zapasy tych w pewnym sensie osamotnionych ludzi, dawała im rzeczy po sobie po siostrze. Właśnie rzeczy.. tak samo jak w przypadku wody, raz na miesiąc rzucanio je na tak zwaną 'STERTE'. Wszystkie były używane, ale z pewnością lepsze niż te przechodzone w, których byliśmy cały czas. Nigdy nie było mojego rozmiaru, w rzeczach ze STERTY topiłam się. Wyglądałam jakbym zdarła je z kogoś obcego. Teraz jeszcze jeden ostatni szczegół na, który również należy zwrócić uwagę, a mianowicie mieszkania. Nie było ich były śpiwory lub max 3-osobowe namiociki. Wszystko mieściło się na dworze lub na parkingach wewnątrz zdemolowanych budynków. Na wyższych piętrach nikt nie mieszkał. Podłoga była słaba, i nie uniosłaby wielkiego ciężaru. Deszcz też padał raz na parę miesięcy.. Potworny skwar ułatwiał wojsku tą całą zabijankę, wiele ludzi po prostu tego nie wytrzymywało. Szczególnie starsi, padali jak muchy, uderzone marną dziurawą packą w skrzydło lub inną cześć ciała. Warunki były ciężkie, ale przyzwyczaiłam się do tego co było, i szczeże nie wyobrażałam sobie innego miejsca w, którym mogłabym razem z rodziną żyć w spokoju. To co tu się dzieje oduczyło mnie szybowania ponad rzeczywistością, oduczyło mnie po prostu marzyć o czymś lepszym, piekniejszym. Byłam i jestem do świata jak i do ludzi sceptycznie nastawiona. Nikomu nie ufam, nawet bliskim mi ludzią, koleżanką, i kolega. W tym świecie każdy w, każdej minucie a nawet sekundzie może stać się twoim wrogiem lub sprzymierzeńcem.
Jestem Liszka, i opowiem wam wszystko