Nienawidzę tego poczucia beznadziejności Nienawidzę tego, co mam w głowie Nienawidzę tego, że chcę przestać istniećwbij mi ten nóż jeszcze głębiej moje serce mało krwawi
Bo co to znaczy kochać? Proszę, niech pan mi powie, jeśli pan wie. I dlaczego, skoro kochałem ją jak nikogo na świecie, nie umieliśmy ze sobą być? Kochałem, to zresztą jakby nic nie powiedzieć. Nieraz czułem, jakby to ona dopiero dała mi moje życie. Jakby to nie ona z mojego żebra, lecz ja z jej żebra, odwrotnie niż w Piśmie.
Dziwne, że jeszcze całkiem niedawno bez wahania odpowiedziałabym, że tak. Po prostu, że tak. A teraz nawet nie zastanawiając się, z automatu mówię, że nie. Bo nie jestem. Ale to nie tak, że jestem nieszczęśliwa. Brak szczęścia to nie jest od razu nieszczęście, tak myślę. Znajduję się teraz w takim punkcie, gdzie nic mnie nie cieszy i mnie nie rusza. W niczym nie znajduję satysfakcji, zainteresowania, straciłam jakikolwiek cień zapału do czegokolwiek i siedzę w jednym miejscu i to dosłownie. Nie czuję żadnej potrzeby robienia czegokolwiek, ni to dla siebie, ni to dla kogoś. Nie zwracam uwagi na mijający czas, na dni, które przelatują jeden za drugim jak opętane, a niczym się przy tym w sumie od siebie nie różnią. Tak trochę życie mi mija bezpowrotnie, a ja mam wywalone jajo na to, że być może coś mi się teraz marnuje. Na pewno, być może, nie wiem. Może to stan przejściowy, a może już mi tak zostanie. Może ktoś czuje się teraz podobnie i tkwi w takim samym położeniu jak ja, nie wiem. Jednak na to, że nie jestem szczęśliwa wpływa wiele czynników, na które ja chyba tak naprawdę nie mam większego wpływu. To inni ludzie, miejsca w których jestem, sytuacje, które do mnie docierają, wydarzenia, w których uczestniczę czasem nie mając wyboru, bo po prostu los tak chciał, a ja miałam gówno do gadania i tyle. Jestem zmęczona. Po prostu jestem zmęczona gadaniem innych, często tak głupim, że mam zakwasy oczu od przewracania gałkami, zmęczona tym co się dzieje wokół mnie, wokół nas, wokół wszystkiego. Zmęczona tym, że podobno zawsze trzeba coś z siebie dawać, że trzeba mieć cele, że trzeba COŚ KOMUŚ POKAZYWAĆ, KOMUŚ UDOWADNIAĆ, UDOWADNIAĆ SOBIE. Chyba zaczynam wchodzić na jakieś mocne, podchodzące pod depresyjne gadki, więc może lepiej przestanę dokładać do pieca, chociaż jestem przekonana, że i tak nikt tego nie czyta i spokojnie wyrzucam to z siebie dla siebie. Ot, takie bazgranie tu zamiast w pamiętniczku jak zazwyczaj, dla odmiany. Niemalże ocieram się o szaleństwo.
A jeśli już to wezmę tam ze sobą bukiet róż Przy bramie będę czekał patrząc w dół W wolnej chwili czasem na mnie spójrz... A jeśli już to nie martw się, pamiętam każdy dzień To miejsce będzie zawsze obok mnie czekać aż i Ty dołączysz tu
Więc uważasz, że wolno mnie ukamienować i napluć w oko, że możesz mnie i kochać i pozwolić skonać? Przecież nie cierpisz robić mi krzywdy.Naprawdę nie liczy się nic dla mnie. Cokolwiek mnie spotyka.
Często myślę o Tobie, często piszę do Ciebie głupie listy — w nich miłość i uśmiech Potem w piecu je chowam, płomień skacze po słowach nim spokojnie w popiele nie uśnie...