Hey Aga.
To ciężkie pytanie, które toczy dalszy dylemat.
Bo widzisz jest nas dwóch.
Jeden człowiek widzi same pozytywne strony, znajdzie drobny mały element we wszystkim co robi. Ucieszy się z tego powodu, ze po prostu cały i zdrowy wstaje z łóżka, może zobaczyć ludzi, na których mu zależy, poznać nowych, poszerzać swoje horyzonty. Jest też drugi. Ostatnio odciska swoje piętno dość mocno, to kreatura stworzona przez ludzi, zbierająca wszystkie brudy, wszystkie negatywy. To człowiek walczący o przeżycie ale i rozdarty emocjonalnie, codziennie stawiany przed ciężkimi wyborami. To człowiek cierpiący.
Czy jest on szczęśliwy? Owszem gdy wpada w agonie i cieszy się ze swojej niedoli. Ale to przecież fałszywy obraz szczęścia? jak ma być szczęśliwy człowiek, którego pożera wewnętrznie cierpienie, który widzi skazę na swoim życiorysie, który jest samotny, bo czuje się inny. Bo nikt go nie rozumie?
Nie pozwalam aby chwila słabości mnie złamała. Nie pozwalam mu wychodzić, potajemnie nocą się wymyka i zabiera mi dech w piersiach. W chwilach trudnych mnie dobija. Ale wiem, ze muszę żyć, mam jeszcze tyle do zrobienia za nim skończy się mój czas.
Łzy to też krew lecz nie z ciała tylko z duszy. A gdybym nazbierała ich choć trochę.. dech byłby ostatnim, a umysł w końcu by stanął. Nie rozumiem uczuć, dość często się nad tym zastanawiałam, po co ludziom uczucia, przecież bez nich jest łatwiej. Miłość to cierpienie, to obowiązek, to brzemię, to ciągły strach i obawa o drugą osobę, miłość...zapomnieli chyba, ze występuje po niej mdłość..jedna literka "i" i po sprawie.
I chociaż nie będę mieć już poczucia bezpieczeństwa, i chociaż nie zaufam już w pełni nikomu...czy warto było oddawać serce dla czyjejś zabawy? Czy warto było żyć złudzeniami? Czy człowiek pełen złudzeń jest w stanie na samym końcu być szczęśliwym. Brakuje mi prawdziwej rozmowy... obydwaj przyjaciele nie żyją. Jeden z nich w końcu zaczął żyć, drugi stał się moim wrogiem.
View more