Piękno jest całkowitym pojęciem względnym, tak samo jak jej brak.
Jednak to czym kiedyś nazwałbym brzydotą, teraz określam jako piękno.
Dzięki Tobie.
Poznaliśmy się całkiem przypadkiem.
Całkiem przypadkiem wspieraliśmy się. Całkiem przypadkiem nasze usta się zetknęły.
Równie wielkim przypadkiem wpadliśmy w związek.
Pamiętam nasze pierwsze rozmowy, żarty, pocieszanie.
Kilka miesięcy temu rozpadł Ci się związek, rozumiałem.
Staralem się oddać Ci cząstkę siebie, by tylko poprawić Ci humor.
Przełamałem się do pierwszej rozmowy, telefon drżał razem z moim głosem.
Nazwałeś go uroczym i chwaliłeś każdy najmniejszy szczegół, śmiech, to jak warcze gdy mnie zdenerwujesz i charakterystycznie pomrukuje gdy zasypiam.
Czasem potrafiłem zasnąć w sekundę, szczególnie kiedy odpowiadałeś mi bajkę.
Nasze rozmowy potrafiły trwać po 27 godzin, z chwilowymi przerwami na sen i zrobienie czegoś, szkołę.
Nasze pierwsze spotkanie było strasznie stresujące.
Dzieli nas 130km, to całkiem dużo, nie uważasz?
Miałem ochotę uciec, aż zobaczyłem jak wysiadasz z pociągu.
Stresowałeś się tak jak ja, nie zauważyłeś mnie, zacząłeś schodzić, a ja nie miałem odwagi by krzyknąć.
Wpadłem na Ciebie, a później w Twoje ramiona.
Czułem jak szybko bije Ci serce, nerwy, prawda?
Mówiłem sporo, szybko, nerwowo.
Cały czas mnie komplementowałeś.
Spędziliśmy razem 8 godzin, musiałeś wracać. Ja również.
Dawałeś mi sporo buziakow, szczególnie w nosek i czółko. Dzieliło nas 21cm, to całkiem sporo.
Ocieranie nosami, przypadkowe zetknięcie ust, propozycja związku.
Mimo, że już dawno formalnie wiedzieliśmy, że należymy tylko do siebie.
Wszystkie podteksty, próby, jednak chcieliśmy powiedzieć to sobie wprost.
Minął tydzień, bardzo długi tydzień.
Kupiłem bilety, 60zł to nic w porównaniu z ujrzeniem Ciebie.
To wszystko toczyło się szybko.
Chwaliłeś każdą moją najmniejszą wadę, dotykałeś z tak wielką czułością i delikatnością, jakbym zaraz miał się rozpaść.
Byłem przy Tobie takim dzieckiem.
Rozbita butelka w sklepie, potknięcie, drżenie z powodu wystraszenia błahostką.
Śmiałeś się, obracając wszystko w żart.
Rozbita butelka stała się naszym porównaniem.
Długie spacery.
Weekend w Twoim mieście.
Wiele buziaków, zbliżeń.
Całowałeś każdą moją blizne z największą czułością.
Każdy siniak wydawał się czymś wyjątkowym.
Moje kilogramy przestały mieć znaczenie, mimo, że dla mnie nadal byłem gruby.
Uwielbiałeś mnie takiego.
Płaski brzuch, pulchne uda, spory tyłek.
Podczas kąpieli gładziłeś je z taką czułością, myłeś, mówiąc jak bardzo je uwielbiasz.
A ja uwielbiałem kiedy to mówiłeś.
Kiedy szeptałeś, że jestem Twój.
Kiedy sprawiałeś, że drżałem i się rozplywałem.
Kiedy nie wychodziło Ci w kuchni a ja musiałem ścierać jajko z kuchenki.
Szyje pełne malinek, ciało skrywalo ich jeszcze więcej.
Czas pożegnania, powrót.
Był ciężki.
Tęsknię za Twoim głosem na żywo.
Ale zabrałem ze sobą wspomnienia, daną mi Twoją bluzę i piękny zapach.
View more