Po ostatnich Marvelowych nowościach naszła mnie pewna refleksja, uczucie zawodu, żal za czasami minionymi, poczucie tęsknoty czy zwykły, całkiem mój prywatny sks. Bo że jestem stworzeniem sentymentalnym, (to wiem nie od dzisiaj) to też z pewną nostalgią oglądam te wszystkie nowości Marvela, które wyszły w ostatnim czasie. I absolutnie nie mogę powiedzieć, że te nowości są złe, bo nie są. Ale te wszystkie nowe postaci, nowi superbohaterowie i delikatne wycofywanie się "starych" bohaterów obdziera mnie z tego wyczekiwania na produkcję jak za czasów Infinity War czy Endgame. Gdy wiedziałam kto wystąpi, kto mnie zachwyci i przez co nie będę mogła zasnąć przez tydzień. Bo wiadomo było, że każdy kolejny film będzie tylko bardziej i bardziej epicki. I tu znowu muszę zaznaczyć, że nie krytykuje nowości i tej nowej fazy MCU. Po prostu czuje jakby historia zaczynała swój początek, przez który musimy przebrnąć by za X czasu z napięciem i obgryzanymi paznokciami w ustach czekać na nową premierę. Bo póki co czekam w stylu "o, ciekawe co to będzie". Brak mi adrenaliny.
Ps. Zabraniam obrażać SheHulk. Wiem, że Hulkowe wersje wizualne Bannera i Jen pozostawiają to i tamto do życzenia ale obrażać nie pozwolę. No nie. I koniec.
View more