Zastanawiam się, czy już na zawsze będę na to skazana.
Za każdym razem spotykam kogoś, kto chce otoczyć mnie ciepłem, miłością i zaufaniem. Wyciąga ręce w moją stronę starając się mnie objąć, kiedy ja się wymykam. Bawimy się tak z początku w kotka i myszkę a ja zachowuję się jak egoistyczna księżniczka; zamykam przed nim serce i nie przejmuję się nim. Zastanawiam się, dlaczego wtedy im na mnie najbardziej zależy? Bo widzą jaka jestem zimna i oschła, po czym starają się to zmienić? Bo walczą o mnie? Bo podoba im się wyzwanie?
Potem zaczynam mięknąć. Zaczyna mi zależeć. Zaczynam patrzeć na niego zupełnie inaczej; z troską, uczuciem, zaufaniem. Widzę jak mu zależy i daję się mu oswoić.
Z czasem to zmienia się w miłość, którą mu daję.
I z dnia na dzień ona rośnie i rośnie. Pojawia się więcej kłótni, bo im bardziej mi zależy, tym więcej rzeczy chciałabym zmienić na lepsze. Potem nie widzę już świata poza nim.
Jest moim szczęściem, moim życiem, moim natchnieniem, moją oazą. Daje mi wszystko, co najlepsze; na równi z bólem, bo krzywdzenie przez takie osoby boli najbardziej.
I kiedy już moja miłość się ustatkuje, kiedy już wiem, że nie patrzę na niego z obojętnością tak jak na początku naszej znajomości, gdy już sama otwieram ramiona, żeby za każdym razem wpaść w jego objęcia, kiedy czuję się bezpieczna, kochana, szanowana, warta tego życia, to on...
Wyrywa mi serce.
View more