Przeczytano mi jakiś czas temu wiersz. Spodobał mi się, nie z takich śmiesznych względów jak to, że moimi ulubionymi zwierzętami niezmiennie wciąż są koty, czy może dlatego, że wczoraj był Dzień Kota lub może tęsknię za swoim kotem, bo tu nie mam nawet zwierzaka. Ma coś głębszego w swojej prostocie. Pozwolę sobie więc odpowiedzieć nie wprost na to pytanie i użyć tego wiersza jako mojej odpowiedzi. Enjoy."Umrzeć - tego się nie robi kotu. Bo co ma począć kot w pustym mieszkaniu. Wdrapywać się na ściany. Ocierać między meblami. Nic niby tu nie zmienione, a jednak pozamieniane. Niby nie przesunięte, a jednak porozsuwane. I wieczorami lampa już nie świeci.Słychać kroki na schodach, ale to nie te. Ręka, co kładzie rybę na talerzyk, także nie ta, co kładła.Coś sie tu nie zaczyna w swojej zwykłej porze. Coś się tu nie odbywa jak powinno. Ktoś tutaj był i był, a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma.Do wszystkich szaf sie zajrzało. Przez półki przebiegło. Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło. Nawet złamało zakaz i rozrzuciło papiery. Co więcej jest do zrobienia. Spać i czekać.Niech no on tylko wróci, niech no się pokaże. Już on się dowie, że tak z kotem nie można. Będzie się szło w jego stronę jakby się wcale nie chciało, pomalutku, na bardzo obrażonych łapach. O żadnych skoków pisków na początek."
obchodzę i nie obchodzę. cóż.. Walentynki, święto zakochanych, święto podczas którego okazujemy sobie miłość. ale przecież.. miłość ukryta jest w małych, drobnych gestach, którymi codziennie obdarowujemy drugiego człowieka. nie uważam, że jest do tego potrzebna jakaś szczególna data w kalendarzu. jeśli kochamy nasza miłość obecna jest w każdej sekundzie, minucie, godzinie każdego dnia. wtedy można rzec, że mamy Walentynki przez cały rok."Jesteś lekarstwem prawdą po kłamstwie. Jak czas co uwięził młodość w pułapce. Razem przez wieczność. „Bonnie i Clyde” to nasze przestępstwo."
"A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci - zapomną. Nie łudźmy się, przyjacielu, ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce. Na ziemi nie ma pustych miejsc."
nie, moja pamięć mnie nie zawodzi co do tamtego dnia. dzień wcześniej miałem egzamin z biochemii, ostatni w sesji. później wieczór był dość słaby, parę wypitych piw tak, że rano musiałem sprzątać butelki, żeby nie martwić przyjaciół, którzy tego dnia mieli mnie odwiedzić. oczywiście dostałem opieprz za prawie pustą lodówkę i niedbanie o siebie. to był dzień, kiedy wybraliśmy się do Ikei na Bielany, bo przecież trzeba coś robić, coś odwalić, gdzieś jechać. pamiętam to czekanie na busa, a później czekanie na światłach i patrzenie jak spieprza nam dziesiątka albo zerówka, tego akurat nie pamiętam za dokładnie. dobry był też tekst K., kiedy biegliśmy przez pasy na czerwonym obok mojego bloku: "Przestępcy", tak samo jak to, kiedy tramwaj już nadjeżdżał, a my dopiero wtedy wchodziliśmy do piekarni, bo przecież "Zdążymy, spokojnie, to jeszcze dużo czasu mamy.". dzień skończył się na wpieprzaniu pizzy oraz słodyczy i oglądaniu filmów, a także wiadomości, że na drugi dzień N. i N. również wpadną. fakt, dostałem jeszcze wtedy poduszkę w prezencie i kwiatka do wystroju mieszkania xd niestety uschnął, ale nie chcę tego porównać do sytuacji jaka jest teraz z naszą przyjaźnią."W kolorowych scenach tego miasta byłem pierdolonym negatywem."
powiem Wam i przyznam się, że nie mam ostatnio siły tutaj odpowiadać na pytania. mogą być źle interpretowane albo mogę być posądzony o różne rzeczy, z którymi nie mam nic wspólnego. nie mam siły gdziekolwiek przebywać. czuję się przybity, a wszystko dookoła mnie przytłacza. oby tylko nie siedzieć i nie patrzeć w jedno miejsce nie wiedząc czym zająć ręce i myśli. jestem wyprany z uczuć, miejsc, wspomnień, osób. czuję się jak cień. złość i bezsilność rozwalają mnie od środka na kawałki, nie pozwalając w nocy zasnąć na dłużej.
chciałbym odpocząć. ale nie tak, że się wyspać, bo wczoraj czy w niedzielę spałem z 12 h. chciałbym po prostu nie przejmować się niczym, nie mieć żadnych trosk ani zmartwień, mieć wszystkie sprawy poukładane. chciałbym poczuć się chociaż odrobinę szczęśliwy, chciałbym codziennie uśmiechnąć się tak szczerze i powiedzieć, że dzień był naprawdę dobry. przyjemnie by było wziąć teraz książkę do ręki, posłuchać kilku dobrych płyt albo obejrzeć film, ale chyba muszę zadowolić się tylko krótkim snem. czasami myślę, że brakuje mi po prostu zwyczajnych rzeczy, na które każdy zasługuje. a ja ich nie mogę mieć.
jestem wykończony, a wciąż czekam jak Bóg rozda lepsze karty. prawie dwie noce nieprzespane dają o sobie znać. cały świat wygląda tak nierealnie teraz..
nie znałem za dobrze twórczości David'a, ale mimo to dotknęła mnie jego śmierć. usiadłem więc w poniedziałek po południu i przesłuchałem parę jego utworów, w tym tych najnowszych z "Blackstar". nie potrafię stwierdzić, która z tych piosenek jest najlepsza na świecie. wiem jedno.. wniósł wiele pięknych rzeczy do muzyki, człowiek o wielu obliczach w muzyce, wizjoner, wzór dla muzyków. odchodzą najlepsi, kiedy to muzyka jest raz za razem kaleczona, bo przecież trzeba na czymś zarobić pieniążek, zrobić kolejny remix, napisać płytki tekst, który i tak będzie miał wzięcie, bo ktoś ma wpływy, nagrać kolejne hip-hopolo, kolejnego seta na tanią imprezę.poniedziałek był małą chwilą na refleksje. https://www.youtube.com/watch?v=y-JqH1M4Ya8
"Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi". Jaką jedną rzeczą chciałbyś się podzielić z innymi? A jaką nie chciałbyś się dzielić?
pewnie zabrzmię żałośnie, ale.. chciałbym oddać resztki swojej dobroci, którą może jeszcze gdzieś w sobie mam. pewnie wielu jest ludzi, którzy potrzebują wsparcia czy pomocy, więc zdałbym się na coś dzieląc się nią. a czym bym się nie chciał dzielić? nie chcę, żeby już kiedykolwiek ujrzały światło dzienne moje dotychczasowe wady, które pokazywałem światu. tak je dzieliłem, że chyba się wyczerpały. oby.