Posiadam jedno i drugie.
Brakuje mi Ciebie. Twoich oczu, ich spojrzenia, ich uśmiechu tylko z powodu że jestem.
Wiesz jak zapanować nad moim strachem, sama bym nie zdołała.
Bolą mnie miłości, których nie przeżyłam.
Odmawiam co noc sen, zamiast pacierza, ten co zapomina mi się przyśnić. W sercu pustym jak dzwon bez serca. Odmawiam go za życie, które jak zepsuty zegar przestało odmierzać puls czasu. Odmawiam go za pamięć, za twoje imię - nazwę glównej ulicy na mapie moich myśli.
Wiem, że jesteś sam. Wiem, że masz na głowie tyle ważnych spraw. Nie pamiętasz już co znaczy dobry sen. Nie masz czasu na niepewność ani lęk.
Wiem, że jesteś sam. Nic nie musisz mówić, wiem, że jesteś sam. Pewnie teraz nie najlepszy na to czas. Ale dzisiaj potrzebuję Twoich rad.
Tylko nie skacz, zobacz podaje ci rękę. Chwyć mnie tak mocno, żeby nie bać się więcej. Nigdy już więcej nie staniesz nad tym klifem, nigdy nikt już nie złamie ci serca, tylko nie skacz, tylko nie skacz.
Ustanowiłabym chwilę mniej więcej, mniej ciebie, więcej mnie, między nadmiarem i nicością. Takie ciche mrugnięcie jutra, które zakreśliłoby palcem nowy horyzont.
Dobrze z dzieciństwa pamiętam ten lęk. Omijałam kałuże, zwłaszcza te świeże, po deszczu. Któraś z nich przecież mogła nie mieć dna, choć wyglądała jak inne. Stąpnę i nagle zapadnę się cała, zacznę wzlatywać w dół i jeszcze glębiej w dół, w kierunku chmur odbitych a może i dalej. Potem kałuża wyschnie, zamknie się nade mną, a ja na zawsze zatrzaśnięta gdzie z niedoniesionym na powierzchnię krzykiem. Dopiero później przyszło zrozumienie: nie wszystkie złe przygody mieszczą się w regułach świata i nawet gdyby chciały, nie mogą się zdarzyć.
Wszystko można zacząć od nowa, nieważne co było, tak mówi wiosna.