Chyba przede wszystkim to, jak sprawnie Bong Joon-ho łączy kino gatunkowe i autorskie, jak wykorzystuje przeróżne konwencje i jak idealnie splata je w jeden film. Trudno określić jego gatunek, ale już bez problemu można wskazać sceny czy sekwencje które pojedynczo mogłyby przynależeć do gatunków bardzo różnych. Ciężko też opisać fabułę tego filmu, o czym się przekonałam, bo kilka osób po Oscarach pytało mnie o czym jest "Parasite", a mi naprawdę trudno było coś powiedzieć nie zdradzając ani trochę z fabuły, bo najlepiej na ten film iść zupełnie nie mając w głowie żadnego jego obrazu (szanuję za zwiastun, bo naprawdę niewiele można było się z niego domyślić, a przez tę dziwność bardzo zachęcał). Uwielbiam też tę krytykę społeczną, zresztą zawsze bardzo lubię tego typu tematy, a Bong nie ucieka się do prostych truizmów i schematów (swoją drogą polecam też "Snowpiercera" i "Okję", w których właściwie mówi o podobnych sprawach, ale w zupełnie inny, równie świetny sposób). Poza tym takie elementy jak znakomita gra aktorska, montaż, scenografia - to wszystko działa pięknie. Subiektywnie nie uważam tego filmu za arcydzieło, bo po prostu nie czuję go tak w 100% (może po drugim seansie się to zmieni), ale obiektywnie nie uważam, żeby takie określenie było dużą przesadą.
Więc jeśli ktoś z Was jeszcze nie widział to wykorzystajcie ten cudowny szum wokół niego i idźcie bez wahania jeśli macie możliwość zobaczyć go w kinie, a jeśli nie to oglądajcie jak się da, bo warto, bardzo warto.
View more