zuchwałe spojrzenie
jest jak zwierzę
gryzie moje usta
liże moją szyję
ustami
pod kątem
wyznaczasz
ciągiem
umowne
bez-
-wstydu granice
wykreślasz koła
na moim czole
na czysto
starannie
jak w matematyce
dotykasz mnie spojrzeniem,
aż tracę oddech
krew tęskni,
zamiast tętnić
Nazywają Cię pięknem i światłem,
czasem cudem i Słońcem.
I jak zachwycają się Twoimi ustami, które
były ostatnim dziełem niebios.
Ja widziałam w Tobie sztorm i burzę.
I rany o głębokości kilku wieków,
czasem twarz wyrzeźbioną przez Michała Anioła.
I nie mogłam dostrzec piękna w świetle, bo
nie widziałam w Tobie krztyny światła.
Bo byłeś księżycem i ciemnością.
A mnie zawsze ciągnęło do nocnego nieba.
Wielka szkoda, że wolisz być Słońcem dla tłumów.
Wielka szkoda, że i mi spaliłeś skórę.
nigdy nie zapominaj,
pierwszy pocałunek oddaje się oczami,
a nie ustami
jego namiętny wzrok
błądzący pomiędzy oczami,
a ustami
gdybym tylko wiedziała,
jakie erotyki tworzy w głowie,
gdy mnie widzi
geniusz naszej miłości
jest przejmujący,
coś, czego
nie było,
nigdy się nie
skończy
otwarta od strony pasażera,
stoję na parkingu
w opustoszałym mieście
ratował się
kto mógł
Bywam.
zasuszone
stokrotki
zerwane gdy
myślałam, że
warto o nas
dbać
Była ćmą,
a on płomieniem
przyciągającym ją do siebie,
obiecującym otuchę
i ciepło.
Przyfrunęła bliżej,
na co on pomyślał, że jest jego,
lecz była na tyle daleko,
by móc uciec.
Wzbiła się w górę z osmalonymi skrzydłami,
bolesną pamiątką po tym,
jak prawie zginęła
w płomieniach.