Przerysowana przeszłość.
Sophija siedziała przy biurku, przesuwając palcami po krawędzi starej, skórzanej teczki. Światło lampy odbijało się od jej srebrnego pierścionka, rzucając migotliwe refleksy na rzucone luźno dokumenty. Wzrok utkwiła w jednym z nich, pieczołowicie naszkicowanym portrecie. Mężczyzna o surowych rysach, który wyglądał na kogoś, kto nigdy nie zaznał spokoju. Ktoś, kogo twarz zdawała się być naznaczona każdyą złamaną obietnicą, każdego człowieka, który zawiódł.
To był Zebediah, jej brat.
Czasem wydawało jej się, że znała go lepiej niż samą siebie. Innym razem, jakby pozostawał tylko cieniem, niewyraźnym echem, którego głos ledwie dosięgał jej świadomości. „Przerysowana przeszłość”, powiedziała kiedyś w żarcie. Jego życie — i jej życie — zawsze było w jakiś sposób wyolbrzymione, pełne kontrastów. Tak jakby ktoś na siłę wciągnął ich w mroczne arcydzieło, w którym tkwili jednocześnie jako bohaterzy i twórcy.
Otworzyła teczkę, przeglądając fotografie z dzieciństwa. W każdej z nich był element, który wydawał się nie na miejscu — nadmiar koloru, zbyt wyrazisty cień. Jakby wspomnienia nie mogły być zapisane zgodnie z rzeczywistością, a jedynie wykrzywione, przerysowane, nieuchwytne.
— Co teraz, Zebe? — mruknęła pod nosem, zamykając teczkę z trzaskiem.
Ostatnio jego imię znowu zaczęło się przewijać w półświatku, wśród szemranych typów, z którymi zwykle nie miała nic wspólnego. Przynajmniej oficjalnie. Wiedziała, że wraca, że coś planuje. Może nową grę, może próbę powrotu na tron — ale to byłoby zbyt proste.
Wstała, poprawiając sukienkę, której czerń odbijała się niczym krucze pióra w świetle lamp. Przy lustrze dostrzegła coś, co zawsze ją niepokoiło — własne odbicie, podobne, a jednak tak różne od tego, co pamiętała. Jakby w jej oczach kryła się tajemnica, której nawet ona sama nie mogła rozgryźć.
Sięgnęła po płaszcz, ruszając ku drzwiom. Jej kroki - pewne, choć myśli krążyły wokół wspomnień, które wyłaniały się zza rogu...Przerysowana? Przeszłość?
To był Zebediah, jej brat.
Czasem wydawało jej się, że znała go lepiej niż samą siebie. Innym razem, jakby pozostawał tylko cieniem, niewyraźnym echem, którego głos ledwie dosięgał jej świadomości. „Przerysowana przeszłość”, powiedziała kiedyś w żarcie. Jego życie — i jej życie — zawsze było w jakiś sposób wyolbrzymione, pełne kontrastów. Tak jakby ktoś na siłę wciągnął ich w mroczne arcydzieło, w którym tkwili jednocześnie jako bohaterzy i twórcy.
Otworzyła teczkę, przeglądając fotografie z dzieciństwa. W każdej z nich był element, który wydawał się nie na miejscu — nadmiar koloru, zbyt wyrazisty cień. Jakby wspomnienia nie mogły być zapisane zgodnie z rzeczywistością, a jedynie wykrzywione, przerysowane, nieuchwytne.
— Co teraz, Zebe? — mruknęła pod nosem, zamykając teczkę z trzaskiem.
Ostatnio jego imię znowu zaczęło się przewijać w półświatku, wśród szemranych typów, z którymi zwykle nie miała nic wspólnego. Przynajmniej oficjalnie. Wiedziała, że wraca, że coś planuje. Może nową grę, może próbę powrotu na tron — ale to byłoby zbyt proste.
Wstała, poprawiając sukienkę, której czerń odbijała się niczym krucze pióra w świetle lamp. Przy lustrze dostrzegła coś, co zawsze ją niepokoiło — własne odbicie, podobne, a jednak tak różne od tego, co pamiętała. Jakby w jej oczach kryła się tajemnica, której nawet ona sama nie mogła rozgryźć.
Sięgnęła po płaszcz, ruszając ku drzwiom. Jej kroki - pewne, choć myśli krążyły wokół wspomnień, które wyłaniały się zza rogu...Przerysowana? Przeszłość?