Jak zmienił się twój gust muzyczny, filmowy i książkowy na przestrzeni lat? 🎧 📺 📖
Jeżeli chodzi o książki, to zawsze unikałem romansów i tych skandynawskich sag, które były w domu. Poza tym – nie trzymam się jakichś określonych gatunków bo w każdym można znaleźć coś ciekawego.
Z filmami sytuacja była podobna. Z czasem doszło kryterium, by dzieło nie było zbyt przewidywalne, bo jakkolwiek zabawnym jest wydedukowanie zakończenia wcześniej – potem jest już nudno. Stąd często doceniam produkcje dość chaotyczne. Nigdy w sumie nie miałem w tej materii jakichś głębszych refleksji.
Na temat muzyki złożyłaby się natomiast taka historyjka: Kiedy można było powiedzieć, że mój gust zaczął się klarować, dominował w nim polski rap – głównie ten "stary" z okolic przełomu wieków i wcześniej. Zresztą "Księga Tajemnicza. Prolog" nadal wybrzmiewa u mnie dość często. Ten stan rzeczy trwał mniej więcej do czasów szkoły średniej, gdzie spotkałem ludzi lubiących trochę inne rzeczy, jakieś Linkin Parki, Ramsztajny, SOAD–y. Też czasem wracam. Jednak, po szybkiej eksploracji tych waszych internetów, Wasz uniżony trafił na Cannibal Corpse. I słyszał, że było dobre, i zmutował w deathowca. Z tym bagażem odkrył folk metal, lecz kolejna transformacja nie mogła się w pełni dokonać. Z racji bowiem naturalnego zapału do wiary – nie został żadnym rodzimowiercą albo czymś podobnym, i nie ślubował dać synowi na imię Radowid.
Po fazie blackmetalowego puryzmu, nadal lata temu – ustabilizowałem się z gustem mniej więcej takim, jak mam teraz, czyli - wszystko powyższe, i dużo więcej. Tak naprawdę nie ograniczam się. Co prawda dominują dsbm, post-metal, post-black nawet, ale chyba tylko o disco polo można powiedzieć, że na pewno nie ma tam nic dla mnie.
Inną sprawą jest to, że preferuję pewne konkretne rytmy i brzmienia. Bo musi odpowiednio bujać. Ktoś kiedyś nazwał utwory, które szczególnie wtedy lubiłem (i lubię nadal) – "hipnotycznymi".
Z filmami sytuacja była podobna. Z czasem doszło kryterium, by dzieło nie było zbyt przewidywalne, bo jakkolwiek zabawnym jest wydedukowanie zakończenia wcześniej – potem jest już nudno. Stąd często doceniam produkcje dość chaotyczne. Nigdy w sumie nie miałem w tej materii jakichś głębszych refleksji.
Na temat muzyki złożyłaby się natomiast taka historyjka: Kiedy można było powiedzieć, że mój gust zaczął się klarować, dominował w nim polski rap – głównie ten "stary" z okolic przełomu wieków i wcześniej. Zresztą "Księga Tajemnicza. Prolog" nadal wybrzmiewa u mnie dość często. Ten stan rzeczy trwał mniej więcej do czasów szkoły średniej, gdzie spotkałem ludzi lubiących trochę inne rzeczy, jakieś Linkin Parki, Ramsztajny, SOAD–y. Też czasem wracam. Jednak, po szybkiej eksploracji tych waszych internetów, Wasz uniżony trafił na Cannibal Corpse. I słyszał, że było dobre, i zmutował w deathowca. Z tym bagażem odkrył folk metal, lecz kolejna transformacja nie mogła się w pełni dokonać. Z racji bowiem naturalnego zapału do wiary – nie został żadnym rodzimowiercą albo czymś podobnym, i nie ślubował dać synowi na imię Radowid.
Po fazie blackmetalowego puryzmu, nadal lata temu – ustabilizowałem się z gustem mniej więcej takim, jak mam teraz, czyli - wszystko powyższe, i dużo więcej. Tak naprawdę nie ograniczam się. Co prawda dominują dsbm, post-metal, post-black nawet, ale chyba tylko o disco polo można powiedzieć, że na pewno nie ma tam nic dla mnie.
Inną sprawą jest to, że preferuję pewne konkretne rytmy i brzmienia. Bo musi odpowiednio bujać. Ktoś kiedyś nazwał utwory, które szczególnie wtedy lubiłem (i lubię nadal) – "hipnotycznymi".