@AngelikaBrylinska

Angelika

Ask @AngelikaBrylinska

Sort by:

LatestTop

Previous

Related users

sexiarko dawaj swoje pytanko zajebiste sexi

Czarne ciała zniknęły, księżyc świecił, dało się nawet słyszeć szczekanie psa z oddalonych domów.
Świat był taki jak zawsze. Ale już nie dla mnie. Teraz, kiedy zagrożenie minęło, poczułam coś zupełnie innego. Coś, czego jeszcze nigdy nie czułam tak mocno. Ciekawość. W mojej głowie kłębiło się tyle pytań. Kim byli ci obcy? Czego chcieli? Kim jest człowiek siedzący obok mnie na trawie?
Spojrzałam na niego i zamarłam. Na lewym rękawie jego płaszcza błyszczała szkarłatna plama. Nie mogła to być krew napastników, ponieważ tamta była czarna! Wtedy to właśnie powiedziałam jeden z najgłupszych tekstów w moim życiu:- Eee...ty krwawisz!Chłopak spojrzał na swoje ramię, a potem na mnie i uśmiechnął się.- No. Nie da się ukryć.Jestem pewna że wtedy zarumieniłam się jak nigdy.I dopiero wtedy zaczęłam logicznie myśleć.- Chodź. Mieszkam tu niedaleko. Opatrzymy ci tę ranę.Wątpiłam, żeby propozycja pójścia do szpitala mu się spodobała.- Co? Nie. Nie mogę. – spojrzał na pakunek, wystający spod płaszcza i wstał.Było jeszcze ciemno, lecz widziałam, że jest blady.- Ale... – wybąkałam – Nie możesz iść w takim stanie!Spojrzał na mnie i westchnął.- I tak z tobą nie wygram, prawda? Dobrze. Poza tym mam do ciebie kilka pytań.Powoli ruszyliśmy w stronę mojego domu. Co chwila patrzyłam na człowieka idącego obok mniei zastanawiałam się: co jest w paczce, którą tak kurczowo trzymał w dłoni? I dlaczego był za to gotowy oddać życie?

View more

dawaj dalej slicznotko

- Czyżby rada upadła tak nisko, żeby prosić o pomoc ludzi?- zaśmiał się.Chłopak sięgnął pod płaszcz i wyciągnął lśniący miecz.Dałabym głowę, że wcześniej go nie miał.Ostrze było długie, a na rękojeści wygrawerowany był dziwny symbol. Broń prawie oślepiała.Na twarzy demona pojawił się wyraz furii.- Zginiesz!- Naprawdę? – zaśmiała się postać w płaszczu.- A więc giń! – kiwnął na swoich towarzyszy po czym rzucił się w naszą stronę, wyciągając przed siebie pazury. Chłopak odepchnął mnie na ziemię, po czym skoczył na nacierającego demona. W chwili, gdy reszta napastników go otaczała, on rzucił się na pierwszego. Ostrze zabłysnęło czernią, gdy przebił pierwszego z demonów. Ten, jeszcze żyjąc, próbował rozerwać go pazurami, lecz miecz był zbyt długi. Człowiek wyciągnął ostrze i kopnął upadającego demona w stronę drugiej nadbiegającej istoty. Nie tracąc czasu odwrócił się, aby w porę uniknąć pchnięcia czarnego sztyletu. Ciął w bok napastnika. Ten upadł na ziemię, jednak po chwili wstał na nowo, zakrywając łapą czarną ranę. Z jego twarzy można było wyczytać ból i wściekłość. Lecz chłopak był już zajęty kolejnym przeciwnikiem. Z szybkością wiatru skoczył na przeciwnika i odbił mu się od ramion, robiąc w powietrzu salto. Po wylądowaniu, nie oglądając się za siebie pchnął przeciwnika ostrzem.Pamiętam, że patrząc na to miałam usta otwarte ze zdziwienia. Chuck Norris mógł się schować!Cała walka trwała może dwadzieścia sekund. Dwóch przeciwników leżało już w kałużach czarnej krwi, a jeden, z krwawiącym ramieniem, ledwo trzymał się na nogach, ściskając kurczowo czarny sztylet.Ale gdzie jest ostatni demon? Chyba za późno zaczęłam się nad tym zastanawiać.Dopiero gdy poczułam szarpnięcie w górę i zimną stal na gardle zrozumiałam, że popełniłam błąd nie ukrywając się wcześniej. Chłopak wyprostował się, patrząc na nas. Jego twarz była naprężona, lecz widać było na niej rozterkę. Wiedział, czego chcą ci obcy. To, co leżało zawinięte bezpiecznie w kieszeni jego płaszcza zostało zagrożone. - I co teraz? – Wychrypiał demon. – Nadal będziesz walczył?Nieznajomy zamknął oczy. Jego usta poruszały się jakby w cichej modlitwie.
- Tak jak myślałem. A teraz oddaj... – Nagły huk przerwał słowa demona. Pod jego łapami otworzyła cię czarna szczelina w ziemi. Runął w nią, ciągnąc mnie za sobą. W porę poczułam szarpnięcie z drugiej strony. Chłopak złapał mnie za rękę i próbował wyrwać z łap wiszącego nad przepaścią demona. Gdy zaczęliśmy się razem zsuwać, chłopak wyciągnął rękę w stronę demona i szepnął coś.Jedyne co pamiętam, to jasny błysk oraz ryk spadającej istoty. Chwilę później ziemia znów się połączyła, zamykając czeluść.Usiadłam na trawie, dysząc. Serce nie chciało się uspokoić i miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy mi z piersi. Chłopak upadł obok mnie, także ciężko oddychając. Rozejrzałam się po polu bitwy i zamarłam zaskoczona.
Niczego tu nie było. Zupełnie jakby żadna walka nigdy nie miała tu miejsca.

View more

dalej

Przyczajony obok chłopak spojrzał na mnie. Z jego twarzy można było wyczytać coś w stylu: Nie rób tego. Tylko nie to. Niestety, było już za późno. Mała gałązka, leżąca na ziemi, trzasnęła pod naporem obcasa. Stanęłam w napięciu i zamknęłam oczy. Wiedziałam, że obcy musieli to usłyszeć. Wyobrażałam sobie, że właśnie zbliżają się po cichu do drzewa. Bałam się. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie mocnego szarpnięcia za rękę. Otworzyłam oczy i ujrzałam sylwetkę chłopaka, który wypadając na ścieżkę ciągnął mnie za sobą. Zrozumiałam że zakapturzone postacie nas ścigają. Zaczęłam biec najszybciej jak potrafiłam, ale i tak czułam, że spowalniam naszą ucieczkę. Człowiek ciągnął mnie z powrotem w stronę zabudowań, ale zamiast skręcić w drogę do najbliższych domów, skoczył w zarośla, rosnące w przeciwnym kierunku. Nie wiedziałam, co robi. Gdybyśmy wpadli pomiędzy zabudowania i jasne światła latarni, może wtedy nieznajomi zaniechaliby dalszego pościgu. Za nami słyszałam ciężkie oddechy naszych prześladowców. Wpadliśmy na słabo oświetloną polankę, otoczoną z trzech stron drzewami. To tutaj rozpoczynał się ciemny las. Na myśl o wejściu w głąb puszczy przeszedł mnie dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Lecz chłopak zatrzymał się gwałtownie, odwrócił i zaczął rozglądać po terenie, jakby oceniając, czy jesteśmy wystarczająco daleko. Z ciemności wyłoniły się zakapturzone postacie. Zwolnili i zaczęli się rozdzielać. Chcieli nas otoczyć.
Usłyszałam cichy, ale spokojny głos chłopaka.- Trzymaj się blisko mnie. Jeśli krzyknę, zacznij biec w stronę najbliższych budynków. A teraz schowaj się za mną.Wystraszona kiwnęłam głową i schowałam się za jego plecami.Cztery postacie otoczyły nas i zaczęły się powoli zbliżać. Wstrzymałam oddech.Postać naprzeciwko nas zatrzymała się, a za jej przykładem poszły następne.- Oddaj to! – rozległ się zachrypnięty głos.Serce biło mi jak szalone. Zrozumiałam. To NIE byli ludzie!Chłopak uśmiechnął się lekko.Czyżby? A dlaczego myślicie że wam to tak po prostu oddam?- powiedział spokojnie.Był całkiem rozluźniony.Czarna postać poruszyła się, a z jej gardła wydobył się basowy szmer, przypominający upiorny śmiech. Istota podniosła ręce i powolnym ruchem zdjęła kaptur. Moim oczom ukazał się wtedy najstraszliwszy widok, jaki mogłam sobie wyobrazić. Twarz obcego była cała czarna, pokryta dziwnymi łuskami. Na miejscu oczu znajdowały się żarzące czerwonym blaskiem ślepia, zaś jego nos był płaski jak u gada. Z obydwu ramion sterczały masywne kolce. Łapa, którą odchylił kaptur, także była pokryta łuskami, a z końców palców wystawały ostre szpony.Pisnęłam cicho. Chłopak spojrzał się na mnie z niepokojem, po czym powiedział do demona:- Dziewczynie daj odejść.- Och nie. Nie chcemy przecież, aby straciła takie widowisko, nieprawdaż? – powiedział do trójki towarzyszy. Znów rozległ się ich niski śmiech.- Oddasz po dobroci, czy chcesz zginąć w męczarniach? Najpierw oczywiście zginie śmiertelniczka.Jego czerwone ślepia spoczęły dokładnie na mnie.

View more

no mozna wiecej słow

Rozdział 1.Ta historia miała początek dawno temu. O tym, co było, zanim się rozpoczęła, nie ma sensu mówić. Warto jedynie wspomnieć, że wszystko ma swoje miejsce w świecie i, tak jak każdy, ja także chciałam mieć swoje.
Kiedyś miałam na imię Jasmina. Teraz też tak na mnie mówią, ale nie jestem już tą samą osobą.
Dokładnie pamiętam ten dzień. Dzień, w którym zmieniło się całe moje życie.
Moje i nie tylko.Noc była bardzo piękna. Księżyc był w pełni, a jego blask oświetlał ścieżkę. Ciemna postać szła dróżką w stronę oddalonych o kilkanaście minut marszu budynków. Lekkie światło oświetlało krótkie, ciemne włosy. Kroki nieznajomego były szybkie, lecz ostrożne, a jego postawa świadczyła o tym, że jest onw stałej gotowości. Coś zaszeleściło kilka kroków od niego. Młody mężczyzna stanął i zaczął nasłuchiwać. Powoli przesuwał się w stronę źródła dźwięku. W ręku trzymał mały pakunek owinięty szarym płótnem.
Szelest powtórzył się, po czym na drogę wyskoczył czarno–biały kot. Spojrzał na przyczajonego człowieka i dał susa pod wielką jodłę, rosnącą niedaleko.
Chłopak odprężył się. Wziął głęboki oddech i znów rozpoczął swój marsz w stronę majaczących w oddali domów.W tym samym czasie impreza zaczynała powoli dogasać. Większość osób, rozłożonych wygodnie na kanapach, drzemało. Tylko nieliczni zdawali sobie sprawę, że czas najwyższy wracać do domów. Duży zegar na ścianie wskazywał drugą czterdzieści. Przeciągnęłam się ospale. Moja koleżanka Korin, siedząca obok, była nie mniej zmęczona. Obie z chęcią
poszłybyśmy już do łóżek, ale Wiktoria, która najwyraźniej nie odczuwała potrzeby snu w nocy, gadała właśnie w najlepsze z dwoma chłopakami, których poznała przed godziną. Korin wstała i odezwała się do mnie:
- Mam dosyć na dzisiaj. Idziesz ze mną do domu?
- A co z Wiki?
Obie spojrzałyśmy na roześmianą przyjaciółkę.
- Niech zostanie, jeśli chce – powiedziałam – ale żeby potem nie narzekała, że ją zostawiłyśmy samą.
Korin podeszła do niej, przerwała rozmowę i wyjaśniła zaistniałą sytuację. Widziałam tylko, jak na twarzy Wiktorii pojawia się wyraz zdziwienia i żalu.
Korin wróciła po minucie.
- Powiedziała, że zostanie jeszcze trochę. Wróci z kimś innym.
- Ok.
Pożegnałyśmy się ze znajomymi i wyszłyśmy w chłodną noc.
Na niebie świeciło tysiące gwiazd. Szłyśmy w milczeniu. Dom, w którym zorganizowana była impreza był dość daleko od innych zabudowań. Najpierw miałyśmy pójść do mieszkania Korin, a potem byłam zmuszona wracać w samotności do siebie, jakieś dwa kilometry.
W domu i tak nikt na mnie nie czekał. Rodzice wyjechali na cały weekend w góry, a ja musiałam zostać i opiekować się przez ten czas moim kotem. Ale nie przeszkadzało mi to. Lubiłam być sama. Potrafiłam siedzieć godzinami zamknięta w pokoju, szkicując lub słuchając muzyki.
Doszłyśmy na miejsce. Rodzice Korin najwyraźniej już spali, bo wewnątrz budynku nie świeciło się żadne światło.- To do jutra – powiedziała.
Odwróciłam się i poszłam w stronę małej dróżki prowadzącej na skróty do mojego domu.

View more

Next

Language: English