No cóż, w końcu to miała być tajemnica, znaczy, ta cała praca u Ciebie. Wygląda na to, że jako jedyny byłem z niej dumny. Taka okazja do ciekawej i rozwojowej kariery... *wzdycha ciężko*
Muszę się z Tobą zgodzić. Mogłem otworzyć jej okno na świat ale to schrzaniła. *marszczy policzek* Szansa przepadła. Jej strata. Gratulowałeś jej pracy u mnie.. To bardzo ciekawe. Mogę wiedzieć z jakiego konkretnego powodu tutaj jesteś?
Jasne. Wszyscy stają w Twojej obronie. Wiesz, jakbyś sama nie potrafiła tego wyjaśnić. *marszczy czoło* No cóż. *wzrusza ramionami* Obejdę się bez Twoich bajerów. Marnujesz się. Wiesz gdzie mnie znaleźć. Żegnaj Alice Stark.
Nadstaw uszu, Moriarty, i słuchaj uważnie, bo nie będę powtarzać. Jakiekolwiek masz plany wobec Alice, lepiej je poczuć, i to w tej sekundzie. Bo jeżeli coś jej się stanie - z Twojej ręki lub nie, nieważne - poruszę niebo i ziemię, żeby nie uszło Ci to płazem.
Oh.. Co z Wami? Wszyscy tylko "zostaw Alice, trzymaj się od niej z daleka". To takie nudne. Wszyscy ją bronicie a to ona sama wchodzi do tego świata całkowicie go nie znając. Martwicie się o nią. Żałosne. Już nie musicie. Odeszła. Ale miejcie się na baczności. Łatwo nie odpuszczam. Ciao.
Uuuuu już się boję. To lepiej Ty ją lepiej pilnuj. Przyszła do mnie w sprawie pracy. Oczywiście lubię pomagać ludziom.. I nie strasz mnie takimi bajkami. Trzymaj ją lepiej z dala ode mnie. Zresztą.. Ty również.. Do zobaczenia Panie Stark.
Bardzo chętnie przyjmę każde Pańskie zaproszenie.
Niedługo się do Pana zgłoszę.
A może to Pan dotrze do mnie?
*po raz ostatni obdarza go uśmiechem*
Dobranoc, Panie Moriarty.
*wychodzi, ostrożnie zamykając drzwi*
*on również odpłacił się uśmiechem ale ku jemu zdziwieniu nie był to gest wcale wymuszony*
- Chciałam sprawdzić, czy jeszcze żyjesz. Wpadłam na chwilę, nie mów, że się nie cieszysz. - Zaśmiała się, odrzucając włosy w tył. - Czekaj, jak to szło? Did you miss me?
Próbuję powiedzieć, że mimo, iż jest Pan zwyrodnialcem, to niezwykle czarującym.
*uśmiecha się i powoli rusza w kierunku wyjścia* A teraz, jeśli Pan pozwoli, wrócę do swoich obowiązków. Rzeczywiście, bardzo przyjemnie się z Panem rozmawia, jednak na mnie już chyba pora.
Mimo wszystko wiem jak rozmawiać z kobietami. *uśmiecha się* Zapraszam częściej. Chętnie wysłucham nowinek. *"W końcu mam ich całą listę a nowe zawsze się przydadzą." - Dokończył w duchu*
- Bawisz się w Pana życia i śmierci... To źle. Jeszcze poczuję się zazdrosna. - Wymruczała jak niezadowolona kotka i w ten sam sposób zmrużyła orzechowe oczy. - Jak myślisz, ile tak będzie?
Dopóki istnieję nic się nie zmieni. Kiedyś ktoś mnie zastąpi. Będzie tak samo władał tym światem. Dużo ludzi chętnie by mnie zastąpiło. Jednak lepiej mieć mnie za przyjaciela niż wroga.. *spojrzał na nią a ich oczy wpatrywały się w siebie przez kilkanaście sekund* Co Cię tu sprowadza?
Karakan Zbrodni, ta? Ten napoleoński kapelusz najprawdopodobniej zbyt bardzo ucisnął Ci kory mózgowe. Alice omijaj szerokim łukiem, a najrozsądniej kołem, Moriarty.
Geniusz, Miliarder, Playboy, Filantrop. Nie sądziłem, ze jeszcze kiedykolwiek Cię spotkam. Zapewne mnie nie pamiętasz ale z jakieś dziesięć lat temu byłem na Twoim wykładzie. Bardzo interesujący. To dzięki Tobie postanowiłem zająć się tym co obecnie robię na większa skalę. Wiesz co? Powinienem Ci za to podziękować. I wiesz za co jeszcze? Za Twoją córeczkę. Bardzo pojętna. Dobrze, ze nie idzie w Twoje ślady. Zmarnowałaby się. A tak, proszę. Pomaga dobrym ludziom potrzebującym jej geniuszu. Robi dobry użytek z swojego umysłu.
- Jestem w tym dobra. - Oznajmiła pewnie, mrużąc przy tym oczy. Odwróciła się i ruszyła do drzwi. - W takim razie do zobaczenia. - Rzuciła, nim ulotniła się z budynku.
*ostrożnie zamknęła drzwi* *ten poszedł do biurka i wyciągnął z niego broń, którą łatwo ukryć w kieszeni marynarki* To wszystko zbyt proste. *powiedział sam do siebie bo wiedział co się święci, tatusiowie tak łatwo nie odpuszczają*
- Myślałam, że korona powinna być na głowie króla. No, najwidoczniej musisz jeszcze poczekać na ten tytuł. - Mruknęła prowokująco, siadając na biurku i zakładając nogę na nogę.
*podążył za nią wzrokiem i zaczął mówić dopiero kiedy ta usadowiła się na biurku* I bez niej jestem królem. Królem świata podziemnego. Szybko eliminuję szczury, które mi zagrażają i pozwalam żyć tym, które mnie słuchają.
Jak na ironię, w moich ustach wszystko brzmi jak obelga.
I zmieniam swoje zeznania. *przeszywa Moriarty'ego wzrokiem* TERAZ chce mnie Pan do czegoś sprowokować.
Próbujesz powiedzieć, że pasujemy do siebie czy to, że wypowiadając ostatnie słowa Twój oddech się pogłębił? Chociaż to nieistotne.. Prowokacja wychodzi mi dobrze. *pokiwał głową w dół i górę* Bardzo dobrze. *oparł się ciałem o biurko*
- Puk, puk. - Uśmiechnęła się, pojawiając się bezszelestnie za nim. Poprawiła swoje kasztanowe loki, zarzucając je na plecy. - Gdzie Twoja korona, Moriarty?
Strzeżona pilnie w twierdzy Tower. *wypowiedział słowa stając do niej plecami* Niestety już mnie tam znają. Co nie oznacza, że nie byłem tam od czasu kiedy włamałem się do trzech różnych miejsc jednocześnie. *odwraca się* Witaj. *jego oczy wydają się błyszczące*
- Dla mnie? Chyba powinienem się obrazić, szefie. Nie obchodzą mnie jakieś ulepszone kule. Moja snajperka jest niezawodna. - Z pewną dozą czułości pogładził lufę karabinu.
Naturalnie. Byłbym zapomniał. Jest dla Ciebie kochanką. *napełnia usta powietrzem tak, że policzki jego się unoszą, szybko otwiera usta przez co z jego ust wydobywa się jakby ciche stuknięcie* Jednak i tak skusiłem się na jej propozycję. Przydadzą się. Chociażby do planowania morderstw czy podkładania ładunków wybuchowych.
- Nie. Wbrew pozorom nie jestem taka... dobra, jestem rozkapryszona, ale powiedzmy, że chcę wziąć sprawy we własne ręce. - Uśmiechnęła się lekko, odrzucając włosy w tył. - Na kiedy mam dostarczyć broń?
Niegrzeczna córeczka tatusia.. *przemknął mu przez myśl obraz Starka wydającego fortunę na swoją pociechę* Na wczoraj. *dostrzegł na jej twarzy zaskoczenie* Jak będzie gotowa chcę ją od razu widzieć. Zademonstrujesz mi ją.
- Bez całkowitej? No, nie przesadzajmy. W końcu muszę kiedyś wypełnić roczne zeznanie podatkowe. - Zaśmiała się perliście, przekrzywiając głowę w bok. - Jeszcze dziś wyślę listę potrzebnych materiałów.
Tatuś nie funduje Ci milion miesięcznie? Czyżby Ci nie ufał. *kąciki ust unoszą się ku górze* Czekam aż będę mógł wydać pieniądze na Twoje odlotowe bajery. Tylko pamiętaj bez żadnych sztuczek. Będę miał Cię na oku moja droga.
Chcesz bez całkowitej zapłaty zrobić dla mnie śmiercionośną broń? *niezręczna cisza* Dobra. Zrobisz najlepszą broń jakiej nie widział nawet jeden z tych twoich super herosów. Taką, z której Twój tatuś będzie dumny. Jednakże nie chcę widzieć jego w tej metalowej puszcze. Będziesz anonimowa. *wszystkie te słowa wypowiada patrząc jej prosto w oczy bez ich mrugnięcia*
A na czym mogłoby mi zależeć, jeśli nie na pieniądzach? Na Pańskiej atencji? *śmiech* Nie.
No... może trochę.
Miło jest być docenianym. Zwłaszcza, jeśli praca sprawia przyjemność.
I nie jest nudna.
*przybliża się* W porządku.
Nie będę więcej drążyć tematu Pańskiej orientacji. *szeroki uśmiech*
W moich ustach wszystko brzmi jak komplement. Czyż nie? Uważam tą pracę za najlepszą na świecie. Szkoda tylko, ze nie jest legalna. *spogląda na mapę świata powieszoną niedbale na ścianie" Moja orientacja nie ma tutaj żadnego znaczenia. Ale niekiedy moje ciało potrzebuje.. otuchy.