*Pokiwałam tylko twierdząco głową na znak, że zrozumiałam słowa medyczki. Uśmiechnęłam się słabo do syna.* -Mój lwie, wyzdrowiejesz... *Powiedziałam cicho.* -Macie zadbać, aby księciu się polepszyło. *Powiedziałam poważnie do medyków i wyszłam z lecznicy.*
- Oczywiście panie. - zabrali się za podawanie ziół ( i teraz weszła Liwia, potem dostałem ten list od sułtana, wyruszyłem w drogę i obecnie jestem w Topkapi ;)
- Şehzade... Połóż się, proszę - powiedziałam, błagająco patrząc na swojego księcia. Nie chciałam narażać jego zdrowia. W tym czasie służący podał mu kielich z rozcieńczonym winem. -Twoje zdrowie jest teraz najważniejsze... Proszę...
*Nie odstępywałam syna na krok. Tak strasznie się o niego bałam. Trzymałam jego dłoń gładząc ją delikatnie. Przypatrywałam się jego twarzy, jakby miał za chwilę otworzyć oczy.* -Murad, synu... *Wyszeptałam słabym głosem przez łzy.*
(przed przyjściem Liwii) - Pani, niechaj książę wypoczywa. Poinformujemy cię niezwłocznie gdy tylko jego stan ulegnie poprawie. - medyy stali w kolejce aby podać księciu leki.
- Ci... - wyszeptałam. Bałam się, że słowami książę jedynie pogorszy swój stan. - Książę Selim kazał mi tu przyjść - wyjaśniłam spokojnym głosem. Delikatnie splotłam jego palce ze swoimi. - Jestem tutaj, przy Tobie, şehzadem... Wszystko będzie dobrze... Wyjdziesz z tego... Wierzę w to...
Z trudem się podniosłem po pozycji siedzącej. - Sehzade! - krzyknął medyk - Nie możesz..! - gestem ręki nakazałem mu milczeć. - Nic mi nie jest. - wydusiłem przez zaciśnięte zęby. - Podajcie mi coś do picia... - spojrzałem na Liwię. - Widzisz, kruszynko? Wszystko jest dobrze. - pogładziłem jej policzek.
Usłyszałam, jak książę woła moje imię. Cicho, prawie bezgłośnie, ale jednak... Uklęknęłam obok jego łóżka i złapałam jego dłoń. - Jestem tutaj, şehzade - wyszeptałam. - Jestem tutaj... - Odetchnęłam z ulgą. Na moją twarz wkradł się nikły uśmiech. Skoro książę się odzywał, to znak, że wyjdzie z tego.
Nie byłem w stanie nawet jej ścisnąć... uśmiechnąłem się jedynie blado. Była tutaj! - Nic mi nie jest. - szepnąłem. - Kto ci powiedział? Niepotrzebnie.. cię martwią... - rozkaszlałem się.
Przed wejściem schowałam medalik. Gdyby ktoś go teraz zobaczył, zabraliby mi go... To była moja jedyna pamiątka po domu... Cicho podeszłam do łóżka księcia i ukłoniłam się mu. - Şehzade - wyszeptałam cicho. Widziałam, jak oddycha. Żył... Wielki kamień spadł z mojego seeca.
- Liwia? - szepnąłem, wyrywając się z otumanienia. Była tu. Moja ukochana naprawdę tu była... słyszałem jej głos, tak wyraźnie. Nie byłem w stanie otworzyć oczu. - Liwia... - powtórzyłem słabiej.
Cicho zapukałam do drzwi lecznicy. Cała drżałam, bojąc się o życie księcia. Nie wiedziałam, co mu się stało, w jakim jest dokładnie stanie... Ścisnęłam medalik z Panną Marią, który nosiłam na długim łańcuszku na swojej szyi. "Matko Boska, uratuj mego księcia" - modliłam się w myślach.