74 ♡
-Wszyscy ją szukają, mają dalej nadzieję, a pan się poddaje. Co to jest za policja w tym kraju? Niby tacy dobrzy, wręcz najlepsi,ale kiedy przychodzi co do czego, to się chowacie jak małe dzieci. Co pan zrobił? Co ty zrobiłeś, aby ją odnaleźć?-pytam retorycznie, patrząc na niego z nienawiścią-nic. Nic nie zrobiłeś.-odrywam od niego wzrok, bo poczułem, że tracę kontrolę nad sobą-zrobiłem więcej od pana. Jest jeszcze szansa, że tu może być. Może się rozmyślił. Nie możemy się poddawać, a w szczególności pan. Bo to w większości od pana zależy. Możesz więcej od nas, my jesteśmy ludźmi, którzy żyją jak mają żyć, przestrzegając prawa, a wy-policjanci- macie za zadanie utrzymywać porządek. Porządek publiczny jak i osobisty, który właśnie został przekroczony. Niech pan wykonuje swoją pracę-krzyczę zbulwersowany, zaciskając w dłoni jego granatowy kołnierz. Zauważam jak sięga po broń-boisz się?-pytam z chytrym uśmieszkiem-mnie się boisz?-przyciskam go do ściany i lekko podnoszę. Na prawdę?-dodaję, lecz on nie odpowiada. Robi się cały czerwony. Zluźniam uścisk, a on łapie się za szyję i próbuje mnie odepchnąć-jak na policjanta, to za dobry w samoobronie nie jesteś-komentuję-jednym ruchem mógłbym ciebie zabić, a ty nie masz jak się obronić.
-Puść mnie-mówi, trzymając moje dłonie. Lekko go puszczam, jego nogi sięgają podłogi, ale moje pięści, dalej zaciskają jego kołnierz.
-Gościu, zwal sobie konia i ulżyj sobie, bo chyba ci żyłka skacze-słyszę głos jakiegoś gówniarza,kierowany chyba do mnie.
-Ja przynajmniej mam czym-odpowiadam pijanemu nastolatkowi, puszczając komisarza.
-Uspokój się-mówi do mnie policjant, dotykając moje ramię. Spojrzałem na niego. Nie widziałem w jego oczach złości. Dotarło do mnie, że przesadziłem. Tak na prawdę, to on też nie może nic więcej zrobić. Jestesmy w kropce, a mi ciężko było to przyjąć.
-Przepraszam, to te nerwy. Zachowałem się nieodpowiednio, jest mi bardzo wstyd-spuściłem głowę na dół. Czuję się głupio. Jestem taki bezmyślny.
-Masz racje, może się rozmyślił-zmienia temat-będziemy ją szukać do skutku, w końcu jestem policjantem, miałeś we wszystkim rację-uśmiecha się ciepło-szybciej będzie jak się rozdzielimy. Ja poszukam rodziców Elizy, a ty sprawdź łazienkę, jest na lewo od wejścia-dodaję po czym zostawia mnie samego.
***
Wchodzę do pomieszczenia przez zielonkawe drzwi, które prowadzą do damskiej łazienki. Zauważam długi, brązowy blat, ciągnący się wokół ściany, na którym znajdują się cztery umywalki, rozglądając się idę w stronę kabin. Jest ich trzy. Kucam i patrzę, czy są zajęte, czy jej tam nie ma. Nagle z jednej z nich wychodzi brunetka. Na jej widok serce mi skacze.
-Brian, co ty tu robisz?-pyta, poprawiając obcisłą sukienkę.
-Szukam-odpowiadam obojętnie wstając. Nie ma jej tu.
-Mnie?-pyta, dotykając moją sportową koszulę, po czym powoli odpina guziki.
-Nie, oczywiście, że nie, Melia, nie mam teraz czasu-cofam się-widziałaś może Elizę?
-Carvens? Tą małolatę?-pyta z przymrużonych oczu.
-Tak, ją.
-Puść mnie-mówi, trzymając moje dłonie. Lekko go puszczam, jego nogi sięgają podłogi, ale moje pięści, dalej zaciskają jego kołnierz.
-Gościu, zwal sobie konia i ulżyj sobie, bo chyba ci żyłka skacze-słyszę głos jakiegoś gówniarza,kierowany chyba do mnie.
-Ja przynajmniej mam czym-odpowiadam pijanemu nastolatkowi, puszczając komisarza.
-Uspokój się-mówi do mnie policjant, dotykając moje ramię. Spojrzałem na niego. Nie widziałem w jego oczach złości. Dotarło do mnie, że przesadziłem. Tak na prawdę, to on też nie może nic więcej zrobić. Jestesmy w kropce, a mi ciężko było to przyjąć.
-Przepraszam, to te nerwy. Zachowałem się nieodpowiednio, jest mi bardzo wstyd-spuściłem głowę na dół. Czuję się głupio. Jestem taki bezmyślny.
-Masz racje, może się rozmyślił-zmienia temat-będziemy ją szukać do skutku, w końcu jestem policjantem, miałeś we wszystkim rację-uśmiecha się ciepło-szybciej będzie jak się rozdzielimy. Ja poszukam rodziców Elizy, a ty sprawdź łazienkę, jest na lewo od wejścia-dodaję po czym zostawia mnie samego.
***
Wchodzę do pomieszczenia przez zielonkawe drzwi, które prowadzą do damskiej łazienki. Zauważam długi, brązowy blat, ciągnący się wokół ściany, na którym znajdują się cztery umywalki, rozglądając się idę w stronę kabin. Jest ich trzy. Kucam i patrzę, czy są zajęte, czy jej tam nie ma. Nagle z jednej z nich wychodzi brunetka. Na jej widok serce mi skacze.
-Brian, co ty tu robisz?-pyta, poprawiając obcisłą sukienkę.
-Szukam-odpowiadam obojętnie wstając. Nie ma jej tu.
-Mnie?-pyta, dotykając moją sportową koszulę, po czym powoli odpina guziki.
-Nie, oczywiście, że nie, Melia, nie mam teraz czasu-cofam się-widziałaś może Elizę?
-Carvens? Tą małolatę?-pyta z przymrużonych oczu.
-Tak, ją.