Byli małżeństwem perfekcyjnym . Bardzo sie kochali wszystko robili wspólnie. Jedno dla drugiego zrobiloby wszystko. Pewnego dnia ona poczula sie gorzej. Pojechali do lekarza...byl to rak. On strasznie to przezył. Jezdzili do lekarzy. Po 6 miesiąca jej stan sie pogorszyl bylo coraz gorzej. On ciagle ja wspierał, był przy niej caly czas nie odstępował na krok. Jej stan sie pogarszał z dnia na dzien bylo coraz gorzej. On zajmował sie nią troszyczył podwal leki, ale ona czuła ze jej zycie sie konczy. Ostatnie miesiące jej zycia czuwał przy jej łózku dzien i noc , spal tylko po godzinie. Była podłączona do aparatu z tlenem. Zbliżał sie koniec 3 dni przed smiercia nie mial juz sily poprosil dzieci pomogli mu. Przyszla sobota 16.07. 2011 okropny wiatr zerwal linie z pradem. We wsi nie bylo pradu ktorego potrzebowal aparat z tlenem ona zaczeła sie dusic - Aniu wezwe pogotowie - Kochanie obiecales mi cos...obiecales ze dasz mi odejsc w spokoju -No dobrze. Będe przy tobie do ostatniej chwili Oda dusila sie coraz bardziej..nie wytrzymal wezwal pogotowie. Przyjechali razem ze strażą pożarna która przywiozła agregat. Podłączyli aparat. Jeden z lekarzy wyszedł i zaczął z nim rozmawiać, on popłakał się wiedział ze jego żona zaraz odejdzie. Wszedł do pokoju w którym leżała , spojrzeli na siebie , zegnali się. Popatrzyła jeszcze przez chwile, odwróciła głowę i zasnęła...