Byliśmy w kinie.
A po kinie.
Było po Nas.
k...., kochałem Cię w [...]
Oddycham zimnym powietrzem na balkonie.
We znaki dają mi się bezsenne noce.
Przysiągłbym, że Cię to nawet nie obchodzi.
Oczy mam przesiąknięte łzami, przekrwione z niewyspania, drżące łapy utrzymują papieros, przebiegam pustym spojrzeniem po opustoszałej okolicy, nie znajdując punktu zaczepienia.
Nie ubrałem się zbyt ciepło, gdy wychodziłem.
Chciałem Cię dogonić – nie znalazłem Cię nigdzie.
Bass Astral x Igo.
Nie ma piękniejszej muzyki.
Nie ma piękniejszego spektaklu na scenie.
Nie ma piękniejszych wizualizacji.
Nie ma piękniejszej energii.
Chcę tylko powtórzyć ten koncert.
Mosty płoną.
W żyłach płynie adrenalina.
Straty oceniasz dopiero świtem, kiedy dostrzegasz ile spłonęło i czy coś ocalało. I widzisz ofiary pożaru. W tym siebie i poparzone ręce. I dociera do Ciebie, że mogło skończyć się gorzej. Mogłeś stać na tym moście, próbując walczyć z ogniem.
Ogień strawił wszystko.
Oczyścił wszystko.
Jest dobrze – żyjesz.
Koncertowe życie.
Największe hale.
Największe widowiska.
Głowy rozsadzają decybele.
W żyłach krążą używki.
Spod przymkniętych powiek.
Obserwuję Cię.
Spierdalaj mi z oczu i z serca.
Są dni, podczas których:
nie mamy nic,
nie chcemy nic,
nie znaczymy nic.
Przez to "nic" ludzie czasem płaczą po nocach.
Jestem próżny. Mam gotowy plan na życie dla wszystkich i wszystko wiem lepiej. Podobno cierpienie uszlachetnia. Chyba życie za mało mi dupę skopało, bo stałem się nieludzki.
Łączę w sobie cechy osobowości narcystycznej, antyspołecznej i histrionicznej.