- https://justpaste.it/147bg -
Zaraz po opuszczeniu pojazdu przez dwójkę otworzyły się również przednie drzwi od strony pasażera, ukazując wpierw znacznie dłuższe od psich uszy, a po nich całą postać szeroko uśmiechniętego lisa, najwyraźniej czerpiącego z całej sytuacji równie dobrą rozrywkę co młody czarownik. On jednak w przeciwieństwie do swojego towarzysza nie sprawiał wrażenia tak chłodnego w obejściu, szybko pojawiając się u boku kotki.
- Nie zjesz? No tak, jeśli wpadniesz w łapki Cata czeka cię znacznie gorszy los - Prychnął, kierując uwagę zarówno do dziewczyny jak i idącego przed nimi chłopaka, który skomentował ją jedynie ironicznie bezradnym wzruszeniem ramionami. Nie wydawał się specjalnie przejęty niezbyt oficjalnym zachowaniem rozmówcy, czy lekkimi drwinami, bo i znał go na tyle, by móc przywyknąć. Poza tym, lis był zbyt pożyteczny by karać go za tak błahe występki. Nie zwracał również specjalnej uwagi na jego towarzystwo, z góry przeczuwając, że zainteresuje się małą nieznajomą.
- Witam kociaka w naszych, choć właściwie ich, skromnych progach. Arceneau Aimé, do twoich usług - Rzucił, zatrzymując się na moment, by chwycić jej dłoń i złożyć na jej wierzchu ledwo wyczuwalny pocałunek. Niestety, swoje jakże miłe powitanie musiał przerwać na rzecz dosłownego "porwania" przez grupkę ciekawych psiaków, które po zaciągnięciu go na bok natychmiast obrzuciły go pytaniami, obawiając się używania w tym celu Cathala. Z resztą, przecież widać, że zmierza w konkretne miejsce i lepiej nie stawać mu na drodze. Szczęście w nieszczęściu kocicy, większośc tu obecnych weredogs nie była zbyt negatywnie nastawiona, a właściwie można było określić ich zachowania jako zwyczajnie neutralne. Ot, pojawiło się coś nowego, trzeba się o tym dowiedzieć.
- Zignoruj hołotę i nie wchodź mi pod nogi - Syknął ciemnowłosy, odsuwając na bok dziewczynę, która swoją obawą przed spotkaniem psów zapomniała najwyraźniej o obecności czarownika, zmuszonego chcąc nie chcąc do zatrzymania się wraz z grupą. Nie zamierzał jednak marnować więcej czasu, natychmiast kierując się w stronę gabinetu kuzyna, znajdującego się na piętrze rezydencji, zaraz przy pokaźnych schodach na piętro. Nie przejął się czymś tak banalnym jak pukanie, od razu otwierając drzwi i ukazując oczom kotowatej obraz pomieszczenia wyciągniętego żywcem z czasów sławnych, londyńskich detektywów, lecz tak zabałaganionego, że znalezienie jedynej obecnej tu osoby zajmowało dobrą minutę. Jasne włosy Chattana ledwo wystawały znad zawalonego książkami i papierami biurka, zaś on sam dopiero po chwili raczył zza nich wyjrzeć, obrzucając dwójkę pytającym spojrzeniem.
- Nie zjesz? No tak, jeśli wpadniesz w łapki Cata czeka cię znacznie gorszy los - Prychnął, kierując uwagę zarówno do dziewczyny jak i idącego przed nimi chłopaka, który skomentował ją jedynie ironicznie bezradnym wzruszeniem ramionami. Nie wydawał się specjalnie przejęty niezbyt oficjalnym zachowaniem rozmówcy, czy lekkimi drwinami, bo i znał go na tyle, by móc przywyknąć. Poza tym, lis był zbyt pożyteczny by karać go za tak błahe występki. Nie zwracał również specjalnej uwagi na jego towarzystwo, z góry przeczuwając, że zainteresuje się małą nieznajomą.
- Witam kociaka w naszych, choć właściwie ich, skromnych progach. Arceneau Aimé, do twoich usług - Rzucił, zatrzymując się na moment, by chwycić jej dłoń i złożyć na jej wierzchu ledwo wyczuwalny pocałunek. Niestety, swoje jakże miłe powitanie musiał przerwać na rzecz dosłownego "porwania" przez grupkę ciekawych psiaków, które po zaciągnięciu go na bok natychmiast obrzuciły go pytaniami, obawiając się używania w tym celu Cathala. Z resztą, przecież widać, że zmierza w konkretne miejsce i lepiej nie stawać mu na drodze. Szczęście w nieszczęściu kocicy, większośc tu obecnych weredogs nie była zbyt negatywnie nastawiona, a właściwie można było określić ich zachowania jako zwyczajnie neutralne. Ot, pojawiło się coś nowego, trzeba się o tym dowiedzieć.
- Zignoruj hołotę i nie wchodź mi pod nogi - Syknął ciemnowłosy, odsuwając na bok dziewczynę, która swoją obawą przed spotkaniem psów zapomniała najwyraźniej o obecności czarownika, zmuszonego chcąc nie chcąc do zatrzymania się wraz z grupą. Nie zamierzał jednak marnować więcej czasu, natychmiast kierując się w stronę gabinetu kuzyna, znajdującego się na piętrze rezydencji, zaraz przy pokaźnych schodach na piętro. Nie przejął się czymś tak banalnym jak pukanie, od razu otwierając drzwi i ukazując oczom kotowatej obraz pomieszczenia wyciągniętego żywcem z czasów sławnych, londyńskich detektywów, lecz tak zabałaganionego, że znalezienie jedynej obecnej tu osoby zajmowało dobrą minutę. Jasne włosy Chattana ledwo wystawały znad zawalonego książkami i papierami biurka, zaś on sam dopiero po chwili raczył zza nich wyjrzeć, obrzucając dwójkę pytającym spojrzeniem.