...
Stałam na Wieży Sprawiedliwości. Byłam ubrana w czarną suknię. Obok mnie stały dwie kobiety. Jedną rozpoznałam bez trudu. Handan również przywdziała żałobny kolor. Po jej twarzy, ciekły łzy. Druga, jak przypuszczałam sułtanka, patrząc przez kratkę uśmiechała się promiennie. Zewsząd słychać było pieśni śpiewane tylko wtedy, gdy dokonał żywota ktoś ważny.
Na placu zebrał się tłum. Niektórzy pochlipywali, inni uśmiechali się pod nosem. Nagle przez bramę wszedł orszak niosący trumnę. Zastanawiałam się, kto umarł.
-Nastała moja era- odparła nieznana niewiasta, wpatrując się triumfalnie w mą rywalkę.- Mój syn zasiądzie na tronie. A twój? Hmmmm... nie sądzę, by mój Lew darował swemu nieudacznemu bratu życie. Twoje dziecko zginie, a ty zostaniesz zapomniana. To samo tyczy się ciebie, Neslihan. Nie myśl, że Orhan pozostanie przy życiu, gdy będę sprawować władzę- powiedziała zwracając się w moją stronę.
Zamurowało mnie.
-Nie!- krzyknęłam.- To nie może być Derviş! On żyje!
-Nie, nikt cię już nie uratuje... Nastał twój koniec... Witaj w piekle- rzekła z szyderczym uśmiechem.- Jak to mówią: "umarł król, niech żyje król!".
Moją uwagę przykuła niewielka postać ubrana w białą szatę. Chłopiec miał na oko osiem lat. Po jego licu spływały łzy. Po chwili ujrzałam dlaczego. Tuż obok stał kat ze sznurem w ręku. Mężczyzna nałożył pętlę na szyję dziecka i zaczął dusić.
- Orhan!- z mego gardła wydobył się krzyk, gdy zdałam sobie sprawę, że ten chłopczyk to mój syn.- Synku...- zaczęłam łkać.
Obudziłam się z krzykiem. To był tylko sen. Do mojej komnaty weszła Lamis.
-Pani, coś się stało?- spytała zatroskanym tonem.
-Wszystko w porządku- odpowiedziałam słabo.
Z nieznanych samej sobie powodów nałożyłam suknię i koronę. Zaczęłam bezcelowo krzątać się po komnacie.
-Fusun!- zawołałam niewolnicę, która słysząc hałas przybyła do mojej komnaty.- Daj mi coś na uspokojenie. Zaraz głowa mi pęknie...
-Oczywiście, Pani- odparła służąca.
Zastanawiało mnie, czy ktoś prócz mojej świty zauważył to, że nie było mnie przez trzy dni. Fusun, Lamis i Muhterem obiecały milczenie w tej sprawie. Nie chciałam mówić Sułtanowi, że ludzie Safiye mnie napadli. Przyrzekłam sobie, że będę ją niszczyć powoli, krok po kroku. Najpierw straci sojuszników, rodzinę, a potem życie. Będzie błagać mnie o litość.
...
Na placu zebrał się tłum. Niektórzy pochlipywali, inni uśmiechali się pod nosem. Nagle przez bramę wszedł orszak niosący trumnę. Zastanawiałam się, kto umarł.
-Nastała moja era- odparła nieznana niewiasta, wpatrując się triumfalnie w mą rywalkę.- Mój syn zasiądzie na tronie. A twój? Hmmmm... nie sądzę, by mój Lew darował swemu nieudacznemu bratu życie. Twoje dziecko zginie, a ty zostaniesz zapomniana. To samo tyczy się ciebie, Neslihan. Nie myśl, że Orhan pozostanie przy życiu, gdy będę sprawować władzę- powiedziała zwracając się w moją stronę.
Zamurowało mnie.
-Nie!- krzyknęłam.- To nie może być Derviş! On żyje!
-Nie, nikt cię już nie uratuje... Nastał twój koniec... Witaj w piekle- rzekła z szyderczym uśmiechem.- Jak to mówią: "umarł król, niech żyje król!".
Moją uwagę przykuła niewielka postać ubrana w białą szatę. Chłopiec miał na oko osiem lat. Po jego licu spływały łzy. Po chwili ujrzałam dlaczego. Tuż obok stał kat ze sznurem w ręku. Mężczyzna nałożył pętlę na szyję dziecka i zaczął dusić.
- Orhan!- z mego gardła wydobył się krzyk, gdy zdałam sobie sprawę, że ten chłopczyk to mój syn.- Synku...- zaczęłam łkać.
Obudziłam się z krzykiem. To był tylko sen. Do mojej komnaty weszła Lamis.
-Pani, coś się stało?- spytała zatroskanym tonem.
-Wszystko w porządku- odpowiedziałam słabo.
Z nieznanych samej sobie powodów nałożyłam suknię i koronę. Zaczęłam bezcelowo krzątać się po komnacie.
-Fusun!- zawołałam niewolnicę, która słysząc hałas przybyła do mojej komnaty.- Daj mi coś na uspokojenie. Zaraz głowa mi pęknie...
-Oczywiście, Pani- odparła służąca.
Zastanawiało mnie, czy ktoś prócz mojej świty zauważył to, że nie było mnie przez trzy dni. Fusun, Lamis i Muhterem obiecały milczenie w tej sprawie. Nie chciałam mówić Sułtanowi, że ludzie Safiye mnie napadli. Przyrzekłam sobie, że będę ją niszczyć powoli, krok po kroku. Najpierw straci sojuszników, rodzinę, a potem życie. Będzie błagać mnie o litość.
...