Co urzekło Cię w dzisiejszym dniu?
Dzisiejszy dzień nie był jakoś wybitnie urzekający. Naprawdę niewiele dobrego mnie dziś spotkało, ale też i niewiele złego tak podsumowując. Dzień bez fajerwerków, chyba, że liczyć szalejące pioruny wokół ;)
Zauważyłam, że nie jestem najstarszym dinozaurem na asku - to nawet miłe, nie czuję się już tak całkiem odosobniona. (Psycho - dziękuję! ;*)
Siostra pożyczyła mi grosza, bo w sumie tutaj jestem niezmiennie w dupie.
Zaczęła się cisza wyborcza - uwielbiam ten czas, bez brudów, zagrywek, plucia, obietnic bez pokrycia, wydawania hajsu na głupoty i niekończące się wiece... Jak dla mnie cisza wyborcza mogłaby trwać nawet i tydzień (albo rok) przed wyborami.
No i pomoczyłam dupę w basenie, między burzami w zasadzie. Pewnie pierwszy i ostatni raz w ten długi weekend na wygnaniu.
Na minus - samotność i to taka, której właśnie nie chciałabym czuć na tym zadupiu. Trochę się cykam, bo ja tutaj sama nie siedziałam, więc jest dziwnie. Pewnie każde szczekanie psów będzie dla mnie czerwoną lampką... Paranoja.
Na minus także drugi dzień migreny, chociaż bez światłowstrętu jak wczoraj. Aby jutro było lepiej pod tym kątem, ale to też zależy czy w ogóle usnę w tej samotni... No i wypiłam dwa piwa (no w zasadzie drugiego mam jeszcze sporo i jeszcze nie idę spać... o ile w ogóle usnę do świtu)...
W ogóle czuję lekkie (dobra, nie lekkie) rozczarowanie ostatnimi dniami, moimi niewypalonymi planami i tak ogólnie entuzjazm mi uciekł i nie wraca.
Daję zatem sobocie szansę na zreflektowanie się i zaskoczenie mnie. Aby pozytywnie.
Zauważyłam, że nie jestem najstarszym dinozaurem na asku - to nawet miłe, nie czuję się już tak całkiem odosobniona. (Psycho - dziękuję! ;*)
Siostra pożyczyła mi grosza, bo w sumie tutaj jestem niezmiennie w dupie.
Zaczęła się cisza wyborcza - uwielbiam ten czas, bez brudów, zagrywek, plucia, obietnic bez pokrycia, wydawania hajsu na głupoty i niekończące się wiece... Jak dla mnie cisza wyborcza mogłaby trwać nawet i tydzień (albo rok) przed wyborami.
No i pomoczyłam dupę w basenie, między burzami w zasadzie. Pewnie pierwszy i ostatni raz w ten długi weekend na wygnaniu.
Na minus - samotność i to taka, której właśnie nie chciałabym czuć na tym zadupiu. Trochę się cykam, bo ja tutaj sama nie siedziałam, więc jest dziwnie. Pewnie każde szczekanie psów będzie dla mnie czerwoną lampką... Paranoja.
Na minus także drugi dzień migreny, chociaż bez światłowstrętu jak wczoraj. Aby jutro było lepiej pod tym kątem, ale to też zależy czy w ogóle usnę w tej samotni... No i wypiłam dwa piwa (no w zasadzie drugiego mam jeszcze sporo i jeszcze nie idę spać... o ile w ogóle usnę do świtu)...
W ogóle czuję lekkie (dobra, nie lekkie) rozczarowanie ostatnimi dniami, moimi niewypalonymi planami i tak ogólnie entuzjazm mi uciekł i nie wraca.
Daję zatem sobocie szansę na zreflektowanie się i zaskoczenie mnie. Aby pozytywnie.
Liked by:
The Psycho