Kiedyś zostałem nazwany rasowym manipulatorem. I w sumie podoba mi się to, zawsze wolałem stać z tyłu i patrzeć jak ktoś coś za mnie robi. Nawet w rozmowie z psychologiem do predyspozycji zawodowych coś podobnego mi wyszło. Cóż... pozytywne strony to ma dla manipulującego na pewno, w końcu robią coś na jego korzyść, a osoby manipulowane... tylko, jeżeli są za głupie żeby coś zrobić same i robi się to dla ich dobra. Mniej więcej. A mnie się nie manipuluje, chyba że sam uznam, że to wyjdzie lepiej niż to co sam chcę zrobić.
"Jak brzmi login i hasło do konta bankowego Billa Gates'a?"
Dłonie mi się spociły z zażenowania własnymi odpowiedziami, poważnie. Ale mi głupio. No, ale przynajmniej jest się z czego pośmiać! Tak.
Jezusie Nazareński. Przypomni sobie człowiek po ponad dwóch latach, że jest takie coś jak ask i wejdzie na stary profil. Wystarczy poczytać kilka odpowiedzi i można złapać się za głowę, zadając w lustro pytanie "ja taki byłem?"
omg.
Średnio pewnie co miesiąc, czasem krócej, czasem dłużej. Od przyszłego tygodnia będzie to co tydzień, wyjąwszy weekendy gdy będzie wracać ze studiów do domu lub ja nie będę mógł pojechać bo coś się stanie. Jeśli chodzi o zazdrość, przeważnie wystarczy kilka słów o tym, że jest moja i mi przechodzi. Przynajmniej z poziomu nieuzasadnionej zazdrości do takiej lekkiej, niegroźnej, która wydaje się słodka.
Mhm, irytuje. Jednak rzadko mam okazję trafić na osobę, która używa takich skrótów. Dobieram sobie inteligentnych, kulturalnych znajomych.
W zasadzie każda, byle mocna. Najbardziej w pamięć zapadła mi taka o smaku kwiatów bzu z bodajże cytryną.
Tak bardzo szczerze szczęśliwa twarz.
Pewnie nie rozłożyłeś mu skrzydełek