Pytanie, które sama dostałam, skłoniło mnie do myślenia - czy istnieje choć jeden racjonalny powód, dla którego kościoły pozostają otwarte, gdy inne miejsca zamykamy?
Nie. Po prostu obecna władza jest w tym kierunku stronnicza.
Chyba lepiej byłoby powiedzieć "warta starań" albo "poświęceń". Myślę, że tak samo jak taki mężczyzna, byłby to po prostu dobry człowiek, który w ramach rozsądku opowiadałby się eksluzywnie za Tobą.
Nie popieram. Oni nawet połowy już teraz nie upilnują i to jest niesprawiedliwe. Zamiast szczepień powinni upatrywać lekarstw, ale skoro wszystkie państwa grają w tę samą grę, to już mniejsza o to, mnie to i tak w znikomym stopniu dotyka.
Szukam jakichkolwiek przesłanek przemawiających za liceum, ale nie widzę żadnych... nawet takiej sztywno ukierunkowanej osobie aspirującej na lekarza, duchownego czy prawnika poleciłbym mimo wszystko na wszelki wypadek mieć zaliczone technikum.
Kochać. Jeżeli jesteś kochany, to masz na sobie obligację spełniania oczekiwań. Jeżeli kochasz, to albo odwzajemnią Ci to mimo wszystko, albo nie, ale wtedy i tak jesteś na lepszej pozycji, bo wiesz, że to prawda z Twojej strony i masz podstawę do obrony.
Nie - jeżeli pozostają zamknięte inne obiekty. Zamknąć. Ksiądz tego nie zrobi, nie powie i nie zadba, by ludzie nie wchodzili. Wzywanie policji też nic nie da jednorazowo. Zamknąć i nie ma wyjątków. Chyba, że otwieramy wszystko, to otwierajmy wszystko.
Chyba raczej nieodwzajemnionej chęci związku z kimś. Miłość z założenia nie podlega uczuciom drugiej strony. To uczucie jest potrzebne i zbędne zarazem.
Ponieważ jest to koncept czysto społeczny o bardzo niejasnych granicach, to pewnie należy to pozostawić ocenie konkretnym ludziom, a nie definicjom, natomiast ze mną na pewno nie jest możliwa. Opowiadam się za bardzo wyraźnym wydźwiękiem relacji kobiet z mężczyznami.
Wprost przeciwnie. Dzieciństwo jest najbliższe szczęściu, a i tak jest najbardziej owocne, gdy obfituje w znaczące przestrogi i powinno złagodzić zderzenie się ze światem w późniejszych etapach. Niektórzy mogą twierdzić, że świat jest bezpieczny, a ludzie dobrzy. Jest całe mnóstwo niebezpieczeństw na świecie i wystarczy pomyśleć, jak trudno jest rzeczywiście przez cały czas być dobrym, sprawiedliwym człowiekiem. Pomyśleć, że to gwarantowane? Pomyśleć, że to domyślny stan ludzi? Naiwne. Potrzeba wielkich starań i rodzice swoich dzieci, a także osoby na emeryturze wiedzą to najlepiej. Szczęście nie przychodzi z wiekiem. Zdajesz sobie sprawę, że nie znaczysz prawie nic, że swoje maksimum położone we własnych nadziejach zaprowadziło Cię nie dalej niż do standardu normy, jeżeli w ogóle. Z radości najlepiej byłoby po prostu zrezygnować. Myślę, że właśnie ci, którzy doświadczyli największych cierpień pragną i doceniają szczęście najbardziej. Niestety jest wystarczająco dużo ludzi w pogoni za szczęściem. W tym życiu nawet bym go nie upatrywał. Ono przyjdzie, gdy nadejdzie śmierć.
A może i ty chcesz zrobić dobry uczynek i sprawić żeby dziecięcy brzuszek nie był głodny ?
Jeśli tak zapraszam cię na strone www.pajacyk.pl i klikniecie w brzusio pajacyka
Jeśli chcesz dowiedzieć się o co chodzi z tą akcją zapraszam do przeczytania na moim profilu ❤
Klikniesz ? ❤
Dziękuję! W zasadzie, to ja nie mam kłopotu z trzymaniem się, po prostu nie umiem wyjść z takiego trybu oczekiwania, że wszystkie traumy i roztopy emocjonalne tak po prostu się same rozwiążą. Wszystko się obiektywnie układa, ja mam zwyczajnie serduszko dziecka, które jakby nie rozumiało, że życie może być choć trochę podłe czy neutralne. Wyszedłem z naiwności, z mentalnego nieprzygotowania, mam nad tym kontrolę i plan, co robić. Zawsze powoływałem się na autorytet: "tak robię, bo rodzice/nauczyciel/szef/ksiądz tak kazał" tylko, że w pewnym momencie przychodzi taka świadomość, że muszę powołać się sam na siebie i to jest okrutna świadomość, bo co ja niby wiem lepiej od innych? Radzę sobie z tym, ale wewnątrz nadal tkwię w zaprzeczeniu, moje uczucia chcą to wszystko wycofać, anulować, unieważnić. Mógłbym powiedzieć o tym terapeucie, ale o to właśnie mi teraz chodzi: to też musiałaby być moja decyzja z własnej woli, a taką po prostu mentalnie odrzucam, dezawuuję. Zabawne, że takimi rzeczami jak czyjaś śmierć czy długi się mnie nie da zasmucić, bo ja mam świadomość, kiedy to niemoja wina i co z tym robić, każdy w to uwierzy, gdy o tym powiesz, wszyscy to mogą przejść, do tej pory powstało wiele porad, a takie abstrakcje emocjalne są na tyle nieuchwytne, niejasne dla mnie, że pokonają mnie bez trudu jak nikogo innego.
Przede wszystkim ludzi, którzy sięgają odważnie po to, co mam najcenniejsze, jedyne co mi się udało cudem zdobyć, kompletnie ignorując mnie i pozostałe moje własności.
Borderline to jest największy psychiczny wyrok. Koleżanka obcięła włosy i z jakiegoś powodu wywołało to u mnie taki gniew, że naprawdę ja się teraz męczę ze sobą, żeby całkiem nie pi***dolnąć każdym i nie zamilknąć na miesiące. Żadna logika, żadne tłumaczenia nie pomagają, po prostu nie przepchnę serca niczym. Ja niby mogę normalnie pracować, robić to, co zawsze, ale mentalnie zdycham. Taka niesamowita wściekłość na to, że ludzie czegokolwiek chcą, że żyją, że podejmują decyzje, mają dzieci, zawierają małżeństwa, studiują, potem jeszcze większa furia, bo wiem, że nie wolno mi mieć pretensji o to, że muszę myśleć o sobie i zaczyna się rozpacz, depresja, obwinianie siebie o to, że to ze mną jest coś nie tak. Borderline to tragedia, która z człowieka z dobrym sercem robi potwora. Jest albo wyniszczanie relacji z innymi i najbliższych, albo samego siebie.