A w chmurach pędzili ci odczłowieczeni, całkujący ludzkość, przeprowadzający na żywych swoje matematyczne równania, skreślający cyfry ludzkości jednym obłokiem...
Jednym leniwym ruchem podobnym do przełamania tabliczki z czekoladą, ruchem podobnym do wzięcia dziewczyny pod brodę, do pieszczotliwego pogładzenia jej włosów zielonych, puszystych o zapachu wiatru i smaku zielonych traw.
Tamci może całowali się także, gdy nagle, w jej oczach skośnych dostrzegł oślepiający błysk słońca – to było słońce nieszczęścia, takie słońce ludzie stworzyli dla samych siebie, takimi słońcami przyświecają swojej miłości, takimi lampionami zdmuchują miasta, aby ludzkość była termitierą.
Aby na falach czasu rzeczy takie się nie liczyły, bo zbrodnia, to "jeśli ktoś kogoś w łeb siekierą" – a tak, to wojna, to całkowanie, to prawo ekonomii wojennej, a rachmistrze siedzą w bunkrach i skreślają na tabliczkach – całe pokolenia.
To także oni, ci młodzi, przystojni, o twarzach podniebnych "archaniołów", ci gładcy faszyści, co zbombardowali Guernikę, miasto świętego drzewa.
Popolowali sobie, postrzelali na naszych drogach do "ziarenek-ludzi", widocznych z góry – przecież to tylko ziarenka, pajacyki chwytające za serca.
View more