Zaczęło się za gówniarza.
Za czasów, kiedy dzieciak zmienia pierwszą szkołę na drugą i wśród nowych znajomych jest zmuszony zacząć od początku.
Początkowo bardzo ciężko jest mu się wpasować.
Próbuje wpasować się w otoczenie - modne ciuchy, zgrabna sylwetka i dobry makijaż.
Ale modne ciuchy i makijaż nie zdziałają cudów, kiedy nie masz w pakiecie wysportowanej sylwetki, a to przynajmniej zarzuca Ci otoczenie.
To oni wzrokiem mierzą każdy Twój nadprogramowy kilogram.
To on jest na językach.
I to im on przeszkadza bardziej niż Tobie.
I siłą rzeczy - dla świetego spokoju - starasz się wpasować.
Zaczynają się krótkie treningi i niewielka eliminacja jedzenia.
„Pierwsze efekty - wow!”
Efekty karmią silną wolę, by pokazać, że jednak stać Cię na jeszcze więcej.
„Wo! Ale teraz wyglądam dobrze!”
Ale przecież mogę wyglądać jeszcze lepiej, prawda? Przecież mogę pokazać rówieśniczkom, że stać mnie na jeszcze więcej!
…
Dorzucę sobie kolejne minuty treningu, to dobrze mi zrobi, bo przecież ruch to zdrowie.
Mijają minuty, mijają godziny, kończy się trening, a zamiast się cieszyć to przyjmujesz do wiadomości, że masz odhaczone.
Czas na posiłek…
Za śniadaniami przecież nie przepadam, to łatwo je wyeliminuje.
Obiad? No niech będzie jakiś mały, co doda energii na dłuższy trening.
Kolacja mi nie służy to odstawię.
A po posiłku?
Przejdę kilka kilometrów, bo kromka chleba osiądzie mi się tam, gdzie nie powinna.
A po powrocie?
Wejdę na wagę i zarzucę sobie beznadziejność, bo waga nie drgnie.
Rówieśniczki się zamknęły.
Nie lubiły mnie.
A n o r e k s j a mnie polubiła.
View more