dorszu mój,
rybo moja.
płynąłbym za Tobą w ocean niebieski,
mimo tego, że płotek tyle czeka na mnie,
Ciebie spośród wszystkich filetów bym wybrał,
tyś najdroższa na rynku.
Wspinając się na płot do posiadłości Fitzroy, oczywiście jak zwykle popełnił ten sam błąd; zahaczył kolanem o jeden ze słupków i tym trafem przyczynił się do powstania kolejnej dziury w jego spodniach, tym razem po lewej stronie. Nie przejmował się tym zbytnio, wręcz przeciwnie. W ogóle go to nie obchodziło, kiedy w jego głowie znajdował się kierunkowskaz do najciekawszego okna w całym domu, znajdującego się na drugim piętrze. Tradycyjnie zaczął wspinać się po stalowej drabinie umocowanej w ścianie, [na której rósł śmiercionośny żywopłot], żeby tam dotrzeć. Zawsze w takich momentach czuł się jak Romeo, który zakrada się do swojej Julii. Właściwie to z tym bohaterem łączyło go to samo - miłosne ambicje. To znaczy... nie chciał od razu brać Birdie za żonę, po prostu jest w stanie poświęcić dla niej nawet swoje życie, mimo tego, że w oczach jej ojca i brata jest syfem na pupci niemowlaka. Na razie może wykazać się stratą nie krwi, a materiałem dolnej partii ubrań i lekkimi zadrapaniami przez kłującą roślinę. Jej rodzice nie pozwalali jej wychodzić z domu o drugiej w nocy. W sumie nic dziwnego [wdzieńzapewneteżbysięniezgodzili], ale Dante miał gdzieś zapisane w żyłach, że nocne spacery to najlepsze spacery. Przeskoczył parapet, żeby potem stanąć na miękkim dywanie. Kiedy zobaczył swoje maleństwo śpiące w pozycji embrionalnej, usiadł obok, nachylił się do niej i ucałował jej ciepłe czółko, po czym delikatnie zaczął masować jej ramie.
- Wstaaawaj ptaszynooo. - mruknął do jej ucha, po czym szturchnął jej polik nosem. - Idziemy na wycieczkę.
View more