"Przeciwieństwa się przyciągają" - prawda czy fałsz?
I tak i nie.
Zacznijmy od tego, że różnic pomiędzy ludźmi nie unikniemy, nie ma dwóch takich samych osób.
Przeciwieństwa są generalnie fajne, różnorodność też. To świadczy o naszej unikatowości.
Niestety, to również bardzo trudne, aby pogodzić dwa różne życia, dwie różne postaci i spleść w jedną całość.
Do pewnego momentu te przeciwieństwa mogą nas przyciągać, ale z czasem mogą zacząć męczyć, przeszkadzać...
I pojawia się problem, bo zamiast przyciągania, mamy odpychanie.
Można temu zaradzić. Im bliżej jesteśmy w relacji, im bliżej znamy samych siebie i bardziej jesteśmy elastyczni, tym lepiej będziemy potrafili odnaleźć się w takiej sytuacji.
Ja generalnie mam tak pół na pół, jeżeli chodzi o ludzi.
Lubię osoby podobne do siebie, dobrze się z nimi czuję, porozumiewam się bez słów...
Ale to właśnie do czasu.
Człowiek potrzebuje trochę zmienności, potrzebuje różnorodności, musi iść do przodu.
Mam w swoim życiu sporo osób, które są ekstrawertykami i też się dogadujemy.
Często motywują mnie do działania, napędzają do pewnych rzeczy.
Jestem im wdzięczna za to, do póki naprawdę nie przychodzi moment, w którym czuję, że nie chcę być motywowana, dopingowana etc.
Kluczem jest to, czy ta osoba to rozumie i pozwala mi na bycie sobą.
W moim życiu przyciągają mnie zarówno przeciwieństwa, jak i (nie)stety - podobieństwo.
O to podobieństwo czasem bywa ciężej.
Co ciekawe, jeśli chodzi o przyjaciół - więcej w moim życiu przewijało się osób podobnych do mnie. W innych zestawieniach relacje były luźniejsze, albo nie przetrwały.
Zaś jeśli chodzi o relacje z mężczyznami - to raczej moje przeciwieństwa:
Ja introwertyk - On ekstrawertyk lub pomiędzy
Ja uległa natura - On dominujący
Ja melancholijna/flegmatyk - On sangwinik/choleryk
Ja pesymistka - On optymista
Co też nie było dobre, bo z czasem tych różnic i przeciwieństw gromadziło się zbyt wiele.
I znów - najdłuższej trwało to, gdzie najwięcej było zrozumienia i kompromisów.
Potrzeba złotego środka i równowagi.
Zacznijmy od tego, że różnic pomiędzy ludźmi nie unikniemy, nie ma dwóch takich samych osób.
Przeciwieństwa są generalnie fajne, różnorodność też. To świadczy o naszej unikatowości.
Niestety, to również bardzo trudne, aby pogodzić dwa różne życia, dwie różne postaci i spleść w jedną całość.
Do pewnego momentu te przeciwieństwa mogą nas przyciągać, ale z czasem mogą zacząć męczyć, przeszkadzać...
I pojawia się problem, bo zamiast przyciągania, mamy odpychanie.
Można temu zaradzić. Im bliżej jesteśmy w relacji, im bliżej znamy samych siebie i bardziej jesteśmy elastyczni, tym lepiej będziemy potrafili odnaleźć się w takiej sytuacji.
Ja generalnie mam tak pół na pół, jeżeli chodzi o ludzi.
Lubię osoby podobne do siebie, dobrze się z nimi czuję, porozumiewam się bez słów...
Ale to właśnie do czasu.
Człowiek potrzebuje trochę zmienności, potrzebuje różnorodności, musi iść do przodu.
Mam w swoim życiu sporo osób, które są ekstrawertykami i też się dogadujemy.
Często motywują mnie do działania, napędzają do pewnych rzeczy.
Jestem im wdzięczna za to, do póki naprawdę nie przychodzi moment, w którym czuję, że nie chcę być motywowana, dopingowana etc.
Kluczem jest to, czy ta osoba to rozumie i pozwala mi na bycie sobą.
W moim życiu przyciągają mnie zarówno przeciwieństwa, jak i (nie)stety - podobieństwo.
O to podobieństwo czasem bywa ciężej.
Co ciekawe, jeśli chodzi o przyjaciół - więcej w moim życiu przewijało się osób podobnych do mnie. W innych zestawieniach relacje były luźniejsze, albo nie przetrwały.
Zaś jeśli chodzi o relacje z mężczyznami - to raczej moje przeciwieństwa:
Ja introwertyk - On ekstrawertyk lub pomiędzy
Ja uległa natura - On dominujący
Ja melancholijna/flegmatyk - On sangwinik/choleryk
Ja pesymistka - On optymista
Co też nie było dobre, bo z czasem tych różnic i przeciwieństw gromadziło się zbyt wiele.
I znów - najdłuższej trwało to, gdzie najwięcej było zrozumienia i kompromisów.
Potrzeba złotego środka i równowagi.