Mam rozstępy i wstydzę się założyć strój kąpielowy. Mam po kilka kresek na udach i pośladkach. Boje się, że ludzie zaczną mnie oceniać i wytykać palcami. Zazdroszczę tym, którzy się ich nie wstydzą.
Czuję się teraz jak światowej klasy psycholog.
Najprawdopodobniej mój umysł jest zbyt ciasny i ograniczony, bo do tej pory nie pojąłem fenomenu chorobliwej niechęci co do rozstępów. Jak żyje spotkałem się już z różnicowanym zachowaniem, ale największą sławą cieszy się duszyczkowe "chlastanie" sobie łap. Do tej pory zadziwia mnie to, że niektórzy wstydzą się owych rozstępów, a bliznami na nadgarstkach, przedramieniu czy też nogach sczyszczą się, jakby mieli za to co najwyżej dostać Nobla.
Ostatnio nawet miałem do czynienia z typowym, internetowym emosem, którego życie pokarało, bo starzy nie chcieli dać piątaka na jedzenie do szkoły. Był roztrzęsiony, a w oczach jarzył mu się istny bunt. I to nie jest jeszcze najgorsze, ale kiedy ludzie przestali przejmować się jego zachowaniem, podwinął sweter i zaczął maniakalnie wymachiwać ledwo naruszonym nadgarstkiem, mówiąc poruszonym do granic możliwości głosem: "Widzisz, co musiałem przez nich zrobić? Ale ich to w ogóle nie interesuje. Oni w ogóle się tym nie przejmują, kiedy ja mam próby samobójcze!" Ostatnie zdanie wręcz wykrzyczał, opryskując śliną wszystko wokoło.
Do czego pije?
Jeśli ludzie nie wstydzą się blizn po "cięciu" się, a wręcz się nimi obnoszą, gdzie dla mnie to byłby prawdziwy szkopuł, to dlaczego Ty masz się wstydzić rozstępów, które nie powstały przez Twoje widzimisię?
Jak jesteś Ty, tak i one są - na tych samych zasadach. Nie znikną, nie wyblakną, nie przestaną istnieć, a każda usilna próba ukrycia ich skończy się niemiłą porażką.
Polecam je zaakceptować, a wtedy przestaną mieć jakąkolwiek rację bytu.
Najprawdopodobniej mój umysł jest zbyt ciasny i ograniczony, bo do tej pory nie pojąłem fenomenu chorobliwej niechęci co do rozstępów. Jak żyje spotkałem się już z różnicowanym zachowaniem, ale największą sławą cieszy się duszyczkowe "chlastanie" sobie łap. Do tej pory zadziwia mnie to, że niektórzy wstydzą się owych rozstępów, a bliznami na nadgarstkach, przedramieniu czy też nogach sczyszczą się, jakby mieli za to co najwyżej dostać Nobla.
Ostatnio nawet miałem do czynienia z typowym, internetowym emosem, którego życie pokarało, bo starzy nie chcieli dać piątaka na jedzenie do szkoły. Był roztrzęsiony, a w oczach jarzył mu się istny bunt. I to nie jest jeszcze najgorsze, ale kiedy ludzie przestali przejmować się jego zachowaniem, podwinął sweter i zaczął maniakalnie wymachiwać ledwo naruszonym nadgarstkiem, mówiąc poruszonym do granic możliwości głosem: "Widzisz, co musiałem przez nich zrobić? Ale ich to w ogóle nie interesuje. Oni w ogóle się tym nie przejmują, kiedy ja mam próby samobójcze!" Ostatnie zdanie wręcz wykrzyczał, opryskując śliną wszystko wokoło.
Do czego pije?
Jeśli ludzie nie wstydzą się blizn po "cięciu" się, a wręcz się nimi obnoszą, gdzie dla mnie to byłby prawdziwy szkopuł, to dlaczego Ty masz się wstydzić rozstępów, które nie powstały przez Twoje widzimisię?
Jak jesteś Ty, tak i one są - na tych samych zasadach. Nie znikną, nie wyblakną, nie przestaną istnieć, a każda usilna próba ukrycia ich skończy się niemiłą porażką.
Polecam je zaakceptować, a wtedy przestaną mieć jakąkolwiek rację bytu.