❤️
Zakończenie "Kosogłosa" jakoś mnie nie zaspokoiło.
Nie do końca wiem, czego oczekiwałam, ale nie tego. Dobra, fajnie, że nadeszły czasy pokoju i w ogóle, ale jakoś tak... czuję pustkę. To tak, jakbym upiekła karpatkę i już po kilkunastu minutac by jej nie było, a zjadłabym tylko kawałek. Szczęście, że smakowało i szybko zniknęło, ale i niedosyt i brak tego czegoś.
Koniec filmu, nadejście napisów, sprawiło, że naprawdę nie wiem, co mam czuć. Wiedziałam, że musi skończyć się dobrze i że w ogóle ten koniec kiedyś musiał nadejść, ale naprawdę nie zadowoliło mnie to w takim stopniu, jakbym chciała. Może to dlatego, że obejrzałam "W pierścieniu ognia" i "Kosogłosa" jedno za drugim? Może gdybym zrobiła tygodniową albo chociaż dwudniową przerwę, to czułabym co innego? Może byłabym na tyle zadowolona, że nie musialabym tego pisać? Kto wie.
Jasne, popełniłam ten sam błąd, co przy Poterze, dlatego ani tu, ani tam nie koniec nie pełnil moich oczekiwań, chociaż w sumie żadnych nie miałam od początku. To też mógł być błąd - brak jakichkolwiek wymagań co do zakończenia. Po prostu przyjęłam to, co mi dali. Tyle.
Gdybym wysiliła się i przed seansem pomyśłala, co ewentualnie może się wydarzyć (śmierć Peety, miłość do Gale'a albo chociażby Katniss wybrana na przywódcę zamiast Snowa), ale nie myślałam. I nie bardzo mam prawo być niezadowoloną.
Wiem, niewiele ma sensu to, co teraz piszę, ale dopiero co skończyłam oglądać i po prostu musiałam się wypowiedzieć.
Tak więc rada na przyszłość dla przyszłej wersji mnie:
NIE OGLĄDAJ/CZYTAJ WSZYSTKIEGO JEDNYM CIĄGIEM, bo stracisz całą przyjemność z zakończenia.
A, i nie zwlekaj też zbyt długo, bo zapomnisz, co było wcześniej i będziesz musiała oglądac jednym ciurkiem, co sprowadzi Cię do pierwszej rady.
Nie do końca wiem, czego oczekiwałam, ale nie tego. Dobra, fajnie, że nadeszły czasy pokoju i w ogóle, ale jakoś tak... czuję pustkę. To tak, jakbym upiekła karpatkę i już po kilkunastu minutac by jej nie było, a zjadłabym tylko kawałek. Szczęście, że smakowało i szybko zniknęło, ale i niedosyt i brak tego czegoś.
Koniec filmu, nadejście napisów, sprawiło, że naprawdę nie wiem, co mam czuć. Wiedziałam, że musi skończyć się dobrze i że w ogóle ten koniec kiedyś musiał nadejść, ale naprawdę nie zadowoliło mnie to w takim stopniu, jakbym chciała. Może to dlatego, że obejrzałam "W pierścieniu ognia" i "Kosogłosa" jedno za drugim? Może gdybym zrobiła tygodniową albo chociaż dwudniową przerwę, to czułabym co innego? Może byłabym na tyle zadowolona, że nie musialabym tego pisać? Kto wie.
Jasne, popełniłam ten sam błąd, co przy Poterze, dlatego ani tu, ani tam nie koniec nie pełnil moich oczekiwań, chociaż w sumie żadnych nie miałam od początku. To też mógł być błąd - brak jakichkolwiek wymagań co do zakończenia. Po prostu przyjęłam to, co mi dali. Tyle.
Gdybym wysiliła się i przed seansem pomyśłala, co ewentualnie może się wydarzyć (śmierć Peety, miłość do Gale'a albo chociażby Katniss wybrana na przywódcę zamiast Snowa), ale nie myślałam. I nie bardzo mam prawo być niezadowoloną.
Wiem, niewiele ma sensu to, co teraz piszę, ale dopiero co skończyłam oglądać i po prostu musiałam się wypowiedzieć.
Tak więc rada na przyszłość dla przyszłej wersji mnie:
NIE OGLĄDAJ/CZYTAJ WSZYSTKIEGO JEDNYM CIĄGIEM, bo stracisz całą przyjemność z zakończenia.
A, i nie zwlekaj też zbyt długo, bo zapomnisz, co było wcześniej i będziesz musiała oglądac jednym ciurkiem, co sprowadzi Cię do pierwszej rady.