płakałbyś gdyby jedna z wąznych ci osób odeszła, przeżywałbyś żałobę czy radował się z niestennego pzepływu życia i śmierci, tak naturalnego?
Moje dawne ja nigdy tego nie akceptowało. Obecnie widzę, że śmierć jest szansą na zerwanie z ryzykiem, z ciągłą walką o swój kształt. Niedawno zmarło w okolicy jedenastoletnie dziecko - czy mam nad czym rozpaczać? Ominie je sporo rozczarowań, cierpień, które nawet jeśli coś wnoszą, czegoś uczą, to poruszania się po nieidealnym, postrzępionym świecie. A zejście jest szczęśliwym zakończeniem - przynajmniej powinno być: odnalezienie miłości, pracy - to wszystko trzeba ciągle utrzymywać, stale może się coś nie ułożyć. Gdy ktoś umiera bez złych intencji, gdy widać, że zmierzał w dobrym kierunku, to czuję ulgę. Chyba, że mówimy o samobójstwie - wówczas pozostaje mi wierzyć, że chwila decyzji, to unieświadamiająca choroba, która sama w sobie usprawiedliwia czyn. Nie szlocham nad tym, nie trwonię swoich emocji na to - nawet gdyby pozostać na mianowaniu tego cierpieniem - skoro nie robimy nic, by się do tego przyczynić - dlaczego angażować w to swoje uczucia?
+1 answer in: “Śledzisz na bieżąco postępy w medycynie? Posiadasz jakiekolwiek oczekiwania wobec jej rozwoju na najbliższe hm... 20lat?”