Ależ oczywiście... nic tak nie wspiera wesolutkich susów po mieszkaniu, jak serduszka na asku... kto by tam się zajmował sportem, seksem, rozwojem zawodowym, jak przecież ma się tyle polubień...
"Nakopulują tych dzieci, potem nikt nic nie robi, bo wszyscy świadczenia biorą. Uczciwemu człowiekowi to zawsze do tego braknie, a inni mają i no" ~ BMW wykazując najbardziej irytujące mnie, wieśniackie podejście Wertera bez świadomości, że oprócz bycia solidnym, ambitnym, pracowania z tym, co jest i głosowania według swojego sumienia samym narzekaniem można tylko pogorszyć atmosferę rozmowy.
Prawda i ład (oczywiście moje). Również pozdrawiam. Ponieważ pojawiły się pewne niejasności odnośnie decyzji DESu, to zamieszczam, jak to było naprawdę: Łucja: "K***a, ona zaś gdzieś polazła... ***j z taką pracownicą, jak ona jeszcze się dobrze nie wysra na jednym urlopie, już bierze drugi... jak Aga i Ilona nie wrócą, to co ja k***a zrobię? Przecież ja nie będę robić tych rejestrów, bo ja nie umiem!" Bożena: "Ej, to może weźmy, zatrudnijmy jeszcze jakąś, bo przecież tej, to chyba w ogóle nie szczepią?" Urszula: "No pasowałoby... to normalnie wstyd, ona nawet numeru domu nie potrafi napisać. Jak ktoś kiedyś wejdzie ze zwrotką, sobie zobaczy, kto to pisał, to sobie pomyśli Boże Święty..." Łucja: "Najlepiej, toby ją było w ogóle wy***ać, dać jakąś inną, ale to zanim ta z macierzyńskiego wróci, to nas tu za***ią!" Urszula: "Dobra, to tą się wyśle do piątki, czy gdzie, a my tu sobie zatrudnimy jakąś normalniejszą, bo takie szantrapy tu pracują".*Uwaga: odpowiedź ma charakter ironiczny i jest niczym innym jak karykaturą sytuacji BMW... jedynie zdanie o szantrapach jest autentycznie podsłuchane.
Dziękuję! Oby Twój również taki był! Ja już tak w sumie kilka dni temu miałem taką myśl, że jak przyjdzie jakaś nowa do DESu, to będę chodził taki zachwycony, tak będę opowiadał, że mi się z nią dobrze współpracuje, póki BMW jest... ale teraz się to ma ziścić i nie wiem... a jeśli upadnę tak nisko, by stwierdzić, że BMW nie była taka zła? A już zdążyłem otwarcie szefowej powiedzieć, że jej nie lubię.
Stoją nade mną dwie osadniczki (żeby nie powiedzieć... wiadomo), p***dolą coś pseudo-odkrywczego: "no?", "nie?", "praktycznie", powtarzanie w kółko tych samych zdań, druga z tym swoim "kurde dziod", "kiego grzyba", "ki diabli" - ojagoda, jak mi ktoś je zabierze stąd, to będzie raj jak nic...
Ziewanie jest przez to, że ludzie wysyłają do wszystkich nudne pytania i dlatego jest zaraźliwe, bo zobaczysz u kogoś i potem w swojej skrzynce, po czym jeszcze bardziej masz dość tego typu pytań.
Ehhh, myślę i myślę nad sarkastyczną odpowiedzią, ale chyba trzeba będzie z siebie wypluć kolejne banały o tym, że nikomu się niczego nie narzuca i każdy powinien sam zdecydować, bo nic nie jest niezastąpione, każdy lubi coś innego... (ziewanie)
Ani razu szczęśliwym. Przepraszam, ale ja akurat zdaję sobie sprawę, że nikogo nie musiałem najpierw zwodzić, by być mu oddanym, więc nie muszę też podejmować takiego ryzyka, tym bardziej, że serio są osoby, które z nadwyżką nakładu zadbają o to, by od razu być w porządku wobec nas.
Tak. Z tym, że "boję się", zamieniłbym raczej na "nie widzę, żeby rozczarowanie i jego brak czymkolwiek się różniły, więc po co się angażować?". Jeśli.coś jest względnie dobre/odpowiednie, a względnie nie, to nie traktuję tego poważnie.