✾
Od wielu dni źle się czułam. Starałam się ukryć swoje dolegliwości przed innymi kobietami z haremu; nie chciałam dawać im kolejnego powodu do szykan. Od zawsze traktowały mnie jako tą gorszą – bo nie miałam palca, bo wcześniej byłam żebraczką, bo byłam jedyną nałożnicą ówczesnego księcia Cihangira. Ostatni argument niedawno stał się zaletą. Teraz wszystkie dziewki pragnęły trafić do alkowy sułtana – tego samego Cihangira, o którym jeszcze niedawno wyrażały się z obrzydzeniem tylko z powodu jego wyglądu.
Jeszcze była Huricihan. Urodzona sułtanka, która od narodzin żyła w dostatku. Nie mogłam się z nią równać, a niewiasta traktowała wszystkich z góry, jakby była Valide. Starałam się jej nie wchodzić w drogę; nie chciałam sprawiać problemów Cihangirowi. Nie jemu. Został sułtanem, pochował ojca... Miał już za dużo na głowie. Niepotrzebne mu były dodatkowe troski.
~✾~✾~✾~
Niedługo po śniadaniu odwiedziłam medyczkę. Bałam się, że zachorowałam. Jeśli choroba by przeszła na sułtana... Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Mężczyzna miał słabe zdrowie, dla niego każda choroba mogła być śmiertelna. Nie chciałam, żeby odszedł, żeby mnie zostawił. Miałam na świecie tylko jego, jedyną osobę, która okazała mi tyle ciepła i dobroci.
– Nie powinnaś się zamartwiać, Hatun – powiedziała kobieta po badaniu. Uniosłam brew. Jak to nie powinnam się martwić? Nigdy nie czułam się jeszcze aż tak źle, a nie powinnam się martwić? Czy ona oszalała?
Medyczka najwidoczniej odczytała moje myśli, ponieważ szybko dodała:
– Spodziewasz się dziecka.
Czułam, jak zimny dreszcz biegnie przez moje plecy. Usiadłam, cała blada na twarzy. Dziecko? Nie, to nie było możliwe. Nie u mnie.
Wiedziałam, że sułtan ma obowiązek przedłużenia dynastii, ale... nie chciałam, żeby to moje dzieci ją przedłużyły. Nie chciałam zostać sułtanką. Mogłam niańczyć cudze dzieci, ale posiadać swoje – nigdy! Nie nadawałam się na matkę, nie z moimi wadami. Bałam się, że złym zbiegiem losu opuszczę je natychmiast przy narodzinach albo krótko po nich. Bałam się, że jego dzieciństwo będzie wyglądać niczym moje mimo luksusów, w jakie opływał pałac. Bałam się, że padnie ofiarą krwawych gierek między książętami, gdy tylko sułtan gorzej się poczuje.
Nie znałam jednak myśli Cihangira na ten temat. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy; nie miał prowincji, zatem nie mógł mieć dzieci. Jednak teraz, gdy sytuacja się diamentralnie zmieniła... Czy on by pragnął tego dziecka? Czy traktowałby je jak obowiązek?
Wstałam i podziękowałam medyczce za poświęcony czas, a następnie ruszyłam w stronę komnaty sułtana. Musiałam poznać jego opinię przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji. To było także i jego dziecko, jego krew. Czy by mi wybaczył, gdybym podjęła decyzję sprzeczną z jego zdaniem? Nie wiedziałam, ale także wolałam nie ryzykować.
Jeszcze była Huricihan. Urodzona sułtanka, która od narodzin żyła w dostatku. Nie mogłam się z nią równać, a niewiasta traktowała wszystkich z góry, jakby była Valide. Starałam się jej nie wchodzić w drogę; nie chciałam sprawiać problemów Cihangirowi. Nie jemu. Został sułtanem, pochował ojca... Miał już za dużo na głowie. Niepotrzebne mu były dodatkowe troski.
~✾~✾~✾~
Niedługo po śniadaniu odwiedziłam medyczkę. Bałam się, że zachorowałam. Jeśli choroba by przeszła na sułtana... Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Mężczyzna miał słabe zdrowie, dla niego każda choroba mogła być śmiertelna. Nie chciałam, żeby odszedł, żeby mnie zostawił. Miałam na świecie tylko jego, jedyną osobę, która okazała mi tyle ciepła i dobroci.
– Nie powinnaś się zamartwiać, Hatun – powiedziała kobieta po badaniu. Uniosłam brew. Jak to nie powinnam się martwić? Nigdy nie czułam się jeszcze aż tak źle, a nie powinnam się martwić? Czy ona oszalała?
Medyczka najwidoczniej odczytała moje myśli, ponieważ szybko dodała:
– Spodziewasz się dziecka.
Czułam, jak zimny dreszcz biegnie przez moje plecy. Usiadłam, cała blada na twarzy. Dziecko? Nie, to nie było możliwe. Nie u mnie.
Wiedziałam, że sułtan ma obowiązek przedłużenia dynastii, ale... nie chciałam, żeby to moje dzieci ją przedłużyły. Nie chciałam zostać sułtanką. Mogłam niańczyć cudze dzieci, ale posiadać swoje – nigdy! Nie nadawałam się na matkę, nie z moimi wadami. Bałam się, że złym zbiegiem losu opuszczę je natychmiast przy narodzinach albo krótko po nich. Bałam się, że jego dzieciństwo będzie wyglądać niczym moje mimo luksusów, w jakie opływał pałac. Bałam się, że padnie ofiarą krwawych gierek między książętami, gdy tylko sułtan gorzej się poczuje.
Nie znałam jednak myśli Cihangira na ten temat. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy; nie miał prowincji, zatem nie mógł mieć dzieci. Jednak teraz, gdy sytuacja się diamentralnie zmieniła... Czy on by pragnął tego dziecka? Czy traktowałby je jak obowiązek?
Wstałam i podziękowałam medyczce za poświęcony czas, a następnie ruszyłam w stronę komnaty sułtana. Musiałam poznać jego opinię przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji. To było także i jego dziecko, jego krew. Czy by mi wybaczył, gdybym podjęła decyzję sprzeczną z jego zdaniem? Nie wiedziałam, ale także wolałam nie ryzykować.