Jak tu poniedziałek mija: -bardzo szybko, -mało było dzisiaj zamówień, -Wielgus nie zaczepiła mnie żadnym durnowatym tekstem, -grill, -zdobyłem adres Margeritty, żeby jej kartkę na urodziny wysłać, -102,5kg na nogę podniesione, -milutko, spokojniutko na asku Jednym słowem: idealnie!
Na pewno BMW... dopadł mnie chyba syndrom pacjenta - kiedy mówiła tak roztropnie i kojąco w moją stronę, gdy czułem się samotny, to musiało mnie to oczarować, poruszyć... a żeby ją!
Ehhh... aż mi się zrobiło przykro, bo przypomniało mi się jak wracałem z terapii i rodzice do mnie z pretensjami, że nawet cyganie nie mają takich problemów...
Nie. Uważam, że nic nie mogę w tym kierunku zrobić. Mogę sobie dowalać starań w najbardziej optymalne kierunki i to nic nie da... ale to nic... przecież... i tak... nie da się dołożyć nic do maksimum... prawda?
Wolisz gdy słońce zachodzi czy wschodzi na niebie? Co dla Ciebie znaczy zwykły dzień?
Powiem szczerze, raz Julia na asku zrobiła taki ciekawy plebiscyt, gdzie w sumie jak zwykle wybrałbym zachód, tak wschód wyglądał o wiele bardziej intrygująco. Myślę, że po równo, chociaż sam zazwyczaj jestem w lepszej kondycji na chłonięcie doznań o zmroku, więc pewnie zachód (częściej widzę). Nie ma u mnie zwykłych dni. Każdy czynię takim, jakiego każdy by pragnął.
Nikogo, bo ja uwielbiam "marnować" okazję. Marnować w cudzysłów, ponieważ dla mnie to z kolei wykorzystana okazja na to, by pokazać, że nikt mi nie będzie mówił, co jest pełnym użyciem sytuacji, a co trwonieniem jej potencjału.
Ponieważ całe życie prowadzę dialog wewnętrzny ze sobą (moje myśli to są zawsze słowa, a dokładniej niesamowicie długie, rozległe zdania analizujące wszystko na dziesiątą stronę - może dlatego, że na głos mówię bardzo mało), to bywa, że w zupełnej ciszy można usłyszeć, że coś p***dolę do siebie, bo wczuwam się tak mocno, że mogę się zapomnieć raz na czas i mówić szeptem/otwierać usta w rytmikę myśli - jest to dodatkowo zauważalne, gdy np. wyobrażam sobie scenę, gdzie dwie osoby (choćby bohaterowie mojej książki) ze sobą rozmawiają i jak jeszcze zaczynam robić przy tym miny, to teraz już wiecie, co ze mną "nie tak".
*Burak - określenie wywodzące się z rozmowy z moją przyjaciółką z korzyściami (nie seks, ale generalnie łączy nas intensywne p***dolenie). Oznacza to samo, co "bot", "***j", "bydlę" i jest antonimem powstałego po chwili słowa "worek na buraki" oznaczającego razem z ów potrzebne do "popytania" narządy rozrodcze.
Kochana, ja tu w leciutkim henleys z krótkim rękawem robię z siebie buraka* przy tych wszystkich kurtkach u innych, bo jest tak wietrznie, zimno, że ledwo ledwo i się rozpada... na temperaturę, to ja się doczekam, jak się do Moniśki dorwę...