Tak, już są przecież. Ehh... pamiętam jak lubiłem Shauna, ale głosowałem w finale za Sky, bo nie chciałem, żeby jakiś zombie-fobik wyeliminował trzy/cztery* dziewczyny z rzędu.*technicznie trudno powiedzieć, czy Max czy Scarlett zajmuje miejsce piąte/szóste
Hej, dzięki! Po beznadziejnie nużącej burzy, która uśpiła mnie i moją małżonkę zabrałem się za wszystko, co miało być do zrobienia... a że jak wiadomo muszę wykorzystać, że jutro w pracy nie będzie po raz kolejny BMW, to w przeciwieństwie do połowy biura nie lecę na urlop, tylko jadę z pocztą i OZ-ami ot co.
Wierzysz w ideały? Jaki powinien być idealny towarzysz/towarzyszka?
Tak. Dla mnie jedyną idealną towarzyszką jest obecna partnerka - na tyle kobieca, bym jednoznacznie czuł do czego mnie pociąga i zarazem na tyle zindywidualizowana, bym miał pewność, że ja sam wytrzymam tylko przy niej i ona też przy nikim innym by się nie odnalazła.
Stanisław? Widziałem go w kościele w strasznie postrzępionej marynarce - myślę, że w końcu ja mogę przestać znosić jajko z niecierpliwości odnośnie kiedy go zobaczę w więzieniu.
Podkład mi nakłada Monika, a inne kwestie mnie nie dotyczą. Wiem, że po moich rzęsach można przypuszczać, że jednak tak, ale to akurat pole pozbawione zewnętrznej ingerencji.
Nic. W każdej rutynie jest trochę nowości, w każdej innowacji jest trochę rutyny - nie separuję tego. Na bieżąco i tak dzieje się zawsze coś nowego, a jednak wszystko wobec tych samych planów. Kwestia tylko, czy stałe zrywanie z rutyną nie staje się po pewnym czasie... rutyną?
Jak słowo daję - to, co naturalne wcale nie jest aż tak bardziej naturalne niż to, co sztuczne; to, co zdrowe nie jest aż tak zdrowsze od tego, co uchodzi za niezdrowe, a sam sok i szampon są subiektywne względem tego, czy w ogóle warto po to sięgać.
Nie. Nie mam nic do stracenia, a prawdę mówiąc, to na prewencyjnej, dyplomatycznej, zapobiegawczej postawie wychodziłem zawsze najgorzej (może dlatego, że dobrze wiem, iż tak czy inaczej wyjdzie ze mnie taka przepaść mentalna wobec innych, że gdzieś, kiedyś będzie musiał nastąpić upust moich prawdziwych poglądów). To, co może ewentualnie wyniknąć nie będzie mi wadziło w żadnym stopniu, jako że człowiek dostosuje się do każdej rzeczywistości. Praktyka to najlepsze przygotowanie? Nie, ale musiałoby mi zależeć na optymalnych rezultatach, by w ogóle szukać innych dróg.
Tak. Odkąd wyszedłem z mentalności, że ludzie z mojego kręgu muszą do mnie pasować, być tacy, żeby było mi to przychylne w każdej chwili - przymykam oczy całkowicie na wady, a wręcz całą osobowość ludzi. Jesteśmy tutaj na chwilę, na kilkadziesiąt lat maksymalnie, więc nie wczuwam się w to, by widzieć coś w drugiej osobie dobrego lub złego. Mnie oczywiście nie da się przekonać, że nawet na moment czyjaś obecność/czynność zmieni cokolwiek w moim nastroju/humorze/atmosferze, ale jeśli mogę chociaż dać sobie iluzję, że ktoś poczuje się lepiej od mojej aprobaty, to niech ma - nic mnie to przecież nie kosztuje, skoro mentalnie w żaden sposób się z tą osobą nie wiążę.
Każde pytanie, które zaczyna się od "czy x ma wpływ..." dostanie u mnie odpowiedź "tak". Nie generalizując, najbardziej szczęśliwe osoby, jakie znam to tak naprawdę te, które w przeszłości zmagały się z nękaniem w szkole, otyłością, trądzikiem, pochodzą z biednej/średnio zamożnej rodziny z systemem wartości starej szkoły, doznały wielu rozczarowań w miłości i jakkolwiek inaczej zostały zranione przez życie. Najbardziej kapryśne, złośliwe, wiecznie zazdrosne i sztucznie radosne osoby to z kolei te, które znam z tego, że zawsze miały wszystko, czego chciały i nagle ktoś ośmielił się im pokazać, że jednak życiem nie można sobie pogrywać, bawić i wybierać z niego, co najlepsze, więc biorąc również pod uwagę, że sama mentalność (bunt, rozwój - co kto ze swoich ran wybierze za formę odpowiedzi) odnośnie "czy pozwolę sobie być szczęśliwym?" sprawia, iż ta korelacja jest bardzo silna.
Naderwę nieco logikę i powiem, że moim celem jest skupianie się na tym, czego oczekują ode mnie ludzie... nie, ale naprawdę tak to niestety wygląda. Skupianie się na moich własnych celach jest albo: a) zbędne, bo inni to robią za mnie/jest to już zrobione/nie zmieni nic, gdy będzie to wykonane/dowolny mój wysiłek da taki sam skutek b) nie jest możliwe w ogóle czegoś takiego dokonać chcąc zachować prawa fizyki/porządek świata/pokój między ludźmi. Skoro tak, to mogę sobie pozwolić na podporządkowywanie się ludziom. Mam tyle świadomości i szacunku do siebie, że i tak mi to nic nie zaburzy, bo to tylko takie "sprzedanie swojej powłoki" - akurat czasu, uwagi czy pieniędzy, to mi na innych nie szkoda. Mam znacznie cenniejsze wartości, których nikt inny mi nie da/nie zabierze.
Lubisz wcinać frytasy? 🍟 W domu vs kupne? Mrożone vs obrane ziemniaki? Proste vs karbowane? Smażone w oleju vs pieczone w piekarniku? Ketchup obok frytek vs polany na frytkach?
Obmyślam, jak wytłumaczyć to Monice i rodzicom tak, żeby wyszło, że nic się nie stało i jednocześnie co muszę zrobić, żeby przypadkiem nic z tym faktem nie robić, by nie przyznać, że mnie coś takiego spotkało.
Za czasów PO kobieta pełniąca funkcję ministra to nie minister, bo minister to facet - tylko ministra (facet minister, kobieta ministra). W takim razie kobieta kierująca motorem to motornicza, czy kierownica?
Ludzie w swoich planach na przyszłość bardzo często biorą pod uwagę dwa warianty: założenie rodziny albo podróżowanie. Która z tych opcji jest Ci bliższa?👼👪🚅🚁