Kiedyś dziabneła mnie szynszyla. Skubana uciekła w nocy z klatki, no i ktoś ją musiał złapać. Niestety znalazła sobie kryjówkę za biurkiem z komputerem, gdzie było pełno kabli. Żeby gryzoń ich nie przegryzł i uniknął kopnięcia prądem, postanowiłem nie bawić się w półśrodki i nie założyłem nawet żadnych rękawic, tylko złapałem w gołe ręce. Uwaliła mnie w nasade kciuka, krew sączyła się z rany przez długi czas, ale obyło się bez jakiejś blizny, czy czegoś w tym rodzaju. Od tamtej pory nie przepadam za gryzoniami, tym bardziej, że zwierzak nie był mój tylko siostry...
Zawsze tak ze mną było. Daj mi coś dobrego, a zniszczę to. Kochaj mnie, a zniszczę ciebie. Nigdy nie czułem, żebym na coś w życiu zasłużył. Nigdy nie czułem, żebym był wart chorej przestrzeni, którą zajmuję. To poczucie naznaczyło wszystko, co kiedykolwiek zrobiłem, widziałem i z czym miałem do czynienia.