Blisko gór, z dala od wielkich miast. Domek z dużym tarasem, na który się wychodzi przez salon, z pracownią na piętrze, która by miała balkon. Z dużym ogrodem, dwoma psami - najchętniej owczarkami. Może nawet wraz z jakimś poletkiem obok? Ojciec kiedyś mówił, że chciałby. Już go widzę na traktorze. Mógłby to być bliźniak, ale nie sądzę, bym miała kogoś mieć, więc domek z rodzicami byłby okej. Mama by nie musiała pracować, ale pewnie z nadmiaru wolnego czasu by ciągle gotowała i pracowała w ogródku. Jakimś autkiem bym ewentualnie dojeżdżała do pracy, gdyby to było zbyt daleko, bym wyjeżdżała na kilka dni, było by okej. Po takim wyjeździe wrócić, opaść na łóżko, otoczona z obu stron przez psy i szczęśliwa. Ah, marzenia.
Jak bym mogła? Ogólnie nie spodziewałam się pytań, czegokolwiek po aktywowaniu konta. W sumie nie miałam zamiaru tego zrobić i chyba pousuwam odpowiedzi, może poza rysunkami [te moje ręce na szkicowniku, takie stanowczo na nie]. Dziękuję, bardzo dziękuję. To naprawdę miłe Obraz. Olej na płótnie. Zajmuję się tłem, to ze zdjęcia jest okropne. W sumie to drzewo, gałąź znaczy się, w moim wykonaniu wygląda biednie i okropnie, dziś ją poprawiałam. Wstyd mi jej.
Naprawdę, rysowanie odeszło ode mnie. To coś męczę tak długo. Rysowanie, wróć do mnie! Ah, weno, nie zostawiaj mnie, bo rysowanie się nie odzywa. Agonia.
Nie wiem, ale mam to. Rysowanie i ja ostatnio nie możemy się dogadać, wolno nam idzie. Musiałabym porozmawiać z nim. Ciężko będzie, bo rysowanie jednak jest dość osobliwy i potrzebuje weny, a ta bodajże wyszła, gdyż stwierdziła, że beze mnie się obejdzie. Ciężki układ.
Dokładnie 19 lipca. Tak. Przy czym przysnęłam na tej nieszczęsnej plaży o czarnym piasku na leżaku, co się skończyło tym, że cały tył nóg miałam czerwony. Ah, nigdy chodzenie tak nie bolało. Ale woda była przyjemna.
*usiadł na brzegu łóżka i zaczął mówić cichym szeptem* "Przychodzą zza światów tworząc aurę demonicznego miejsca. Zagęszczają powietrze jak pektyna.. zaczynamy dyszeć. Umieramy między wymiarami - na granicy. " - o kim lub o czym może być mowa?
Bardzo, ale to bardzo skojarzyło mi się to z dementorami. Tylko, że oni w końcu działają trochę inaczej. Wysysają całe szczęście i roznoszą wokół siebie mrok oraz chłód. Ludzie nie potrafią przy nich myśleć o niczym miłym, etc. Jednak to chyba nie o nich chodziło... To nic. Nie chcę sobie wyobrażać, o czym, bądź o kim jest mowa.
Niektóre uczucia się wypalają. Podejście się zmienia. Myśli ulatują. Niektóre osoby są, ale jakby ich nie było. Wiatr czasem wieje, jakby nie miał nigdy więcej zawiać, a czasem, jakby miał wiać już zawsze. Niektóre drzewa upadają, złamane siłą wiatru i wody, może wyładowań elektrycznych. Zboża upadają częściej w górach, niż na płaskich terenach. Linia pomiędzy poszczególnymi uprawami jest dobrze widoczna. Pola są piękne. A.. niektóre rzeczy się nie zmieniają.
I znów. "Czuję zapach porannego deszczu. Pokój jest pełen ciężkiej woni mokrego kamienia. Wilgotne powietrze czuć ziemią. Biorę głęboki oddech i idę na palcach do okna tylko po to, żeby przycisnąć nos do chłodnej powierzchni szkła. Poczuć, jak mój oddech zasnuwa szybę mgłą. Zamknąć oczy, słuchając miękkiego szumu deszczu gnanego wiatrem. Tylko krople deszczu przypominają mi, że chmury mają bijące serca. Że ja także je mam. Krople deszczu nie przestają mnie zadziwiać. Myślę o tym, jak spadają, jak plączą im się stopy, łamią nogi. Zapominają spadochronów, wypadając z nieba ku pewnemu końcowi. To tak, jakby ktoś opróżniał kieszenie, nie dbając o to, gdzie spadnie ich zawartość, nie przejmując się, że krople pękają, uderzając o ziemię, że rozpryskują się na chodniku. Że ludzie przeklinają dni, w które krople ośmielają się stukać o ich drzwi. Ja jestem kroplą deszczu."
Zarzucę cytatem. "Za oknem słońce wpada do oceanu, rozchlapując na wodzie brązowe, czerwone, żółte i pomarańczowe plamy. Milion liści ze stu różnych gałęzi zrywa się, trzepocząc obietnicą lotu. To słowa rzucone na wiatr. Podmuch łapie ich zwiędłe skrzydła tylko po to, żeby siłą ściągnąć je na ziemię i porzucić zapomniane. Depczą po nich stacjonujący tu żołnierze."
W formie żeńskiej miałaby włosy niesięgające ramion, ni to kręcone, ni falowane, a jednocześnie siano, w kolorze.poszarzałego, lekko jasnego drewna. Ucięte równo. Z przedziałkiem na środku. Zaokrąglona twarz z okazałym trądzikiem i zakrzywionym nosem. Trochę odstające uszy i brązowe oczy. Wąskie usta. Przy tym lekko kościste ramiona i wystające obojczyki i chuda, drobna sylwetka. Przybrana w za długie jeansy z przetartymi i brudnymi końcami nogawek. W zwykłą bluzkę z wypranym nadrukiem i w szarym swetrze, przy tym znoszone adidasy. Ale, ale! Przecież zazdrość nie musi występować jako dziewczyna. Jako chłopak miałaby krótko, bardzo krótko przystrzyżone, również mysie włosy, a także odstające uszy i pulchną twarz. Szare oczy z przebiegłym wzrokiem i zadarty, lekko bulwowaty nos. Z dziewiczym jeszcze wąsikiem postawna sylwetka chłopaka z nadwagą. Nie tak dużą, może i znikomą. W zwykłych dresach, starej koszulce po starszym bracie i trampkach. A dlaczego tak? Skąd mam wiedzieć?.. Wśród starszych nie będę tworzyć.
Wiosenny powiew wiatru i zapach kwiatów. Muzyka jakby płynąca prosto z mojego umysłu do uszu. Zdjęcia, od których nie można oderwać wzroku. Rozmowa. Prośba. Chęć. Wena.
Razem z impalami i twoimi borsukami skaczą sobie po naszym tęczowym trawniku w tej euforii, którą dostały na twój widok. Pterodaktyle i wszelkie ptactwo przysiadło na tym starym dębie, natomiast w oczku wodnym zebrały się chordy żab i ropuch, które wraz z rybami robią chórki. Przyłączysz się?