Zdecydowanie bardziej niż komusze święto pracy z 1 maja, chociaż 3 majs nie chadzam na żadne uroczystości ani msze. Mój stosunek jest raczej pozytywny, ale jak zawsze mam kilka uwag. Przede wszystkim, jest to święto na pamiątkę konstytucji, której od dawna nie ma, a ona sama obowiązywała de facto przez rok, a uchwalono ją nie do końca legalnie. No i odnoszę wrażenie, że stała się pustym symbolem, bo tak jak mówię, sama konstytucja nie obowiązuje, zresztą jej postanowienia raczej nie zostałyby entuzjastycznie dziś przyjęte. Choć ja bym nie narzekał, na jakąś zmodyfikowaną wersję. Dziedziczna monarchia konstrukcyjna z trójpodziałem władzy nie brzmi źle.
A jeszcze co do samej tej konstytucji... No wielki sukces, ale o co najmniej 30 lat spóźniony, desperacka próba ratowania już upadłego państwa, pudrowanie trupa. Nie bierzmy przykładów z takich spóźnionych sukcesów, bo znowu obudzimy się z ręką w nocniku i bez kraju.
View more
Jak już na to odpowiadam to w sumie już się zaczęły i trwają, ale z racji na ich trwanie możemy uznać, że mogę odpowiedzieć.
Maturę wspominam jako coś, na co po prostu poszedłem i zdałem jak potrafiłem najlepiej. Było wokół tego zdecydowanie za dużo szumu, ta cała otoczka z tajnością arkuszy, niewygodne galowe ubrania, nauczycielami, którzy straszyli maturą oraz nakręcaniem się wielu osób... Że już nie powiem o wmawianiu, że to najważniejszy egzamin w życiu. Z dojrzałością to on wiele wspólnego nie ma, najwięcej z szablonowym i schematycznym myśleniem.
Jeśli chodzi o przedmioty, to jedyną obawę (ale nie strach) miałem o matematykę, niemniej poszła mi naprawdę lepiej niż się spodziewałem i oczekiwałem.
Tylko to też nie były problemy na samym egzaminie, a raczej konieczność faktycznego przygotowania.
Najmniej obawiałem się za to polskiego (zwłaszcza na rozszerzeniu) i historii. Moje przestrzenie, w których trudno było się na czymś wyłożyć.
View more
To bym się głośno zaśmiał, bo to by znaczyło, że ta osoba nie zna się na muzyce xd Ja ni cholery nie mam głosu i jestem tego świadomy. Co nie zmienia faktu, że lubię drżeć mordę do muzyki (jak w ten weekend).
Z jednej strony mamy zjebaną młodzież (choć chyba każde pokolenie na to narzeka), z drugiej to starsi ludzie są często cholernie roszczeniowi. Nieszczególnie dbam o ustępowanie miejsca w zbiorkomie, zazwyczaj siedzę wtedy w telefonie i słuchawkami odcinam się od świata. Jeśli zauważę kogoś, kogo uznam za godnego zajęcia mojego miejsca to wyraźnie ustąpię. Ale często jak mi się uda usiąść, to po prostu siedzę. Pomijając fakt, że generalnie często mam w dupie zajmowanie miejsca siedzącego i wolę nieraz postać całą drogę.
Mam słabość do imion staromodnych. Trochę spowszedniały mi wszechobecne i znane mi w dużej liczbie Aleksandry, Natalie i Julie (choć do samych tych imion nic nie mam), a jakoś lubię te mało znane i powiedzmy, że nieco rzadsze. Zofia, Anastazja, Konstancja, Ksenia, ostatnio powróciła w moje gusta Katarzyna (bardzo dobrze mi się to imię kojarzy). Gdybym miał jakimś cudem mieć córkę to nazwałbym ją Zofią Konstancją (te dwa imiona tworzą świetny zestrój znaczeniowy).
Oj, bardzo dawno nic nie oglądałem, nie mogłem jakoś się do tego zabrać i trochę też obawiałem się, że nie podejdzie mi ten konkretny film. A jednak, bardzo przyjemnie mnie zaskoczył, a ja po raz kolejny poczułem jak dobre jest amerykańskie kino z lat 40. Film to "Urzeczona". Mimo że częściowo wykorzystuje stylistykę noir, jest tam też i tajemnica, i zabójstwo, to jednak jest to chyba trochę bardziej film psychologiczny, zwłaszcza, że mocno czerpie z psychoanalizy (choć nie jest to jakiś głęboki poziom wejścia w teorię). Wczesny Hitchkock, który nie robi z fabuły thrillera (tego w sumie nie chciałem), ale z kolei świetnie operuje techniką filmową i efektami lekko w nawiązaniu do przerysowanej estetyki niemieckiego ekspresjonizmu. No i jest Ingrid Bergman (dokładnie taka jak na gifie) w duecie z Greogrym Peckiem (tu z kolei było dziwnie, że w głównej roli nie Bogart czy Andrews).
View more
Jak się gra w skoczki? Ja kojarzę, że jest taka zagadka matematyczna, jak, używając wyłącznie jednego szachowego skoczka i chodząc jego ruchem, ustać na wszystkich polach szachownicy, ale na każdym tylko raz.
Warcaby - no znam zasady, ale nie grywam, uważam, że to strasznie prosta i nieco prymitywna gra, paradoksalnie idzie mi w nią znacznie gorzej niż w szachy.
Co do szachów to nie jestem na żadnym wysokim poziomie. Znam zasady, podstawy odnośnie debiutów, lubię grywać, ale nie mam w tym skilla szczególnie wysoka. Niemniej fascynuje mnie ta gra i bardziej szanuję, do tego śledzę rozgrywki i oglądam analizy partii, ale to już czysto hobbystycznie.
Ma sens tylko jeśli obie strony tego chcą, a i często decydują się tak późno, że i tak nie jest to do odratowania. Plusem terapii jest wtedy to, że zazwyczaj dochodzą do tego wniosku nieco spokojniej i mniej emocjonalnie.
Hm, myśląc nad tym pytaniem przypomniała mi się pewna była przyjaciółka. Kontaktu nie mamy już grubo ponad pół roku. I szczerze, łapię się na tym, że coraz rzadziej mam ją w pamięci. Może, ze względu na szacunek dla długich lat naszej przyjaźni, powinienem ją lepiej pamiętać, ale to wygląda tak jakby mój umysł wyrzucał ją powoli z pamięci. Nie czuję tęsknoty, cała znajomość skończyła się ciągnącym się miesiącami konfliktem, a teraz zupełnie nic, jakby to było coś całkiem odległego, choć dobrze pamiętam wiele szczegółów.
Więc myślę, że chyba nie potrzeba specjalnie usuwać wspomnień, umysł sam dokonuje selekcji, choć tutaj wspomnienia są, ale nie ma sentymentu.
U mnie potrafi się to dość szybko zmienić, ale w tym momencie nadszedł w końcu czas, by po trzynastu książkach przerwy wrócić na Szerer, a konkretnie do górskiego Grombelardu wraz z legendarną czarnowłosą łowczynią Karenirą...