Dzisiejszy dzień był idealny. Brakowało mi jednego mężczyzny ale ogólnie było spoko. Pamiętam jak ze wszystkimi którzy śpiewali Hallelujah śpiewają.. :,) Nie zapomnę... Jutro wyjeżdżam do Werki... Będzie czas na przemyślenia? Chyba nie...
Siedzą na ławeczce w parku. Oboje nic nie mówią. Są lekko obrażeni na siebie za jakieś głupoty. Ona kładzie rękę na jego ręce. On ją łapie za dłoń mokrą od wody święconej która pomogła im w modlitwie o szczęście. Nic już ich nie rozłączy. Nigdy już nie będą płakać o trudności na swojej drodze bo ich nie będzie. To takie ogólne ale piękne... :') Marzenie moje...