Jak jest, a jak być powinno?
26 VII 16, 02:00
Jest gorąco i ciemno. Spadam gdzieś pomiędzy, nie odróżniając rzeczywistości od fikcji, wytworów mojej wyobraźni i pustki, jaką po sobie zostawiła.
I znowu palę kolejnego papierosa, choć wiem, że nie powinienem. Przecież mi nie wolno.. Tylko ona potrafiła mnie od tego odwieść. A teraz jej nie ma.
Skręcam się nocami i wyje jak wilk, który zgubił księżyc. Z tym, że to gorsze. Całe ciało pali ogniem. Spala się, zostawiając po sobie szary popiół. Puste naczynie, w którym rozbrzmiewa tylko nicość.
Zostaje jedynie zdarte niemym krzykiem gardło. Żar w żyłach, gdy nie pamiętam już, który raz łapie się na tym, że wracając wspomnieniami staram się ją otulić i powiedzieć, że wszystko jest dobrze. Ale nie obejmuje jej ciała. Ręce nieudolnie wpadają na próżnię.
W głowie mam jej spokojny oddech, gdy spała wtedy wtulona we mnie, jakbym był jej światem. Może byłem.. Szukam tej melodii wśród ciszy. Jak głupiec, który sądzi, że wiara zwróci mu wzrok. Ale nie wróci. Tak samo jak i ona. Nigdy nie będzie już moja. To chyba jest najgorsze. Świadomość tego jak to jest być niczyim. Limbo.
Jeśli kiedykolwiek wierzyłem w anioły, to wszystkie spadły jak rój rozświetlonych gwiazd. Znowu.
Zdecydowanie wolałem piekło, jak wtedy. Zanim ją poznałem.
Piekło jest zimne. Skute lodem. Panuje w nim inferno. Jak kiedyś w moim sercu, gdy jeszcze je miałem. Było nic nie warte, jakiekolwiek. Martwe. Ale było. Została po nim tylko żywa rana, która się nie goi. Której nie umiem zaleczyć. Bo zachciało mi się miłostek.
Złamałem własne zasady i boleśnie doświadczam konsekwencji.
A miało być dobrze, pięknie i na zawsze. Słowa, które jeszcze zdaje się wczoraj miały moc i były kwintesencją prawdy na dzień dzisiejszy są największymi kłamstwami.
Wolałem piekło. Wolę.
Chyba zaczynam delikatnie wariować.
//Wiron.
Jest gorąco i ciemno. Spadam gdzieś pomiędzy, nie odróżniając rzeczywistości od fikcji, wytworów mojej wyobraźni i pustki, jaką po sobie zostawiła.
I znowu palę kolejnego papierosa, choć wiem, że nie powinienem. Przecież mi nie wolno.. Tylko ona potrafiła mnie od tego odwieść. A teraz jej nie ma.
Skręcam się nocami i wyje jak wilk, który zgubił księżyc. Z tym, że to gorsze. Całe ciało pali ogniem. Spala się, zostawiając po sobie szary popiół. Puste naczynie, w którym rozbrzmiewa tylko nicość.
Zostaje jedynie zdarte niemym krzykiem gardło. Żar w żyłach, gdy nie pamiętam już, który raz łapie się na tym, że wracając wspomnieniami staram się ją otulić i powiedzieć, że wszystko jest dobrze. Ale nie obejmuje jej ciała. Ręce nieudolnie wpadają na próżnię.
W głowie mam jej spokojny oddech, gdy spała wtedy wtulona we mnie, jakbym był jej światem. Może byłem.. Szukam tej melodii wśród ciszy. Jak głupiec, który sądzi, że wiara zwróci mu wzrok. Ale nie wróci. Tak samo jak i ona. Nigdy nie będzie już moja. To chyba jest najgorsze. Świadomość tego jak to jest być niczyim. Limbo.
Jeśli kiedykolwiek wierzyłem w anioły, to wszystkie spadły jak rój rozświetlonych gwiazd. Znowu.
Zdecydowanie wolałem piekło, jak wtedy. Zanim ją poznałem.
Piekło jest zimne. Skute lodem. Panuje w nim inferno. Jak kiedyś w moim sercu, gdy jeszcze je miałem. Było nic nie warte, jakiekolwiek. Martwe. Ale było. Została po nim tylko żywa rana, która się nie goi. Której nie umiem zaleczyć. Bo zachciało mi się miłostek.
Złamałem własne zasady i boleśnie doświadczam konsekwencji.
A miało być dobrze, pięknie i na zawsze. Słowa, które jeszcze zdaje się wczoraj miały moc i były kwintesencją prawdy na dzień dzisiejszy są największymi kłamstwami.
Wolałem piekło. Wolę.
Chyba zaczynam delikatnie wariować.
//Wiron.